Witajcie kochani. Pewnie już tu nikt nie zagląda ,ale nie dziwie się. Wiem ,że bardzo długo mnie nie było. BARDZOOO DŁUGO. Co spowodowało ,że przeniosłam się na tumblr. Lecz o tym zaraz.
Chce wiedzieć czy jeszcze czytacie to co pisze i czy czekacie mimo ,że tak nie pisałam nic.
Shot już został przeniesiony na tumblr. Więc jest pytanie.
Chcecie jeszcze czytać to co pisze? Tak lub Nie.
To bardzo ważne. mój tt @creepyypanda
Bardzo was przepraszam i WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
~Panda
Możecie mnie nawet ukamienować, zakopać i co tylko chcecie. Proszę was o wybaczenie aniołki kochane.
piątek, 6 grudnia 2013
piątek, 12 lipca 2013
Rozdział 4 2/2
Wina, wina kogo?! Cicho westchnęła i popatrzyła na mnie. Wyglądała jak by chciała zebrać słowa w całość, ale nie wiedziała jak to zrobić. Wiem ,że minął miesiąc. A w nim tyle się wydarzyło. Harry zaczął zadawać się ze złym towarzystwem. Chyba palić też zaczął, bo czuć od niego. Do tego dresy.. Wiele się zmieniło. On się najbardziej zmienił.. Z miłego, nawet pokornego dzieciaka na taką osobę jaką jest.
- Max od początku tak do niego mówił. Potem jak prawie każdego wziął na sprawdzenie, czyli z którymś się musiał bić. Jak wiem, to Harry'emu trafił się Brain. - przymknęła powoli oczy - On zawsze wysyła chłopaków, lecz tym razem sam, nawet bez obstawy! Mam nadzieje ,że Nick mu jakoś pomoże nie wykorzystując go przy tym.- dodała
Chwila, chwila jaki Nick? Co za Nick? I czemu miał by mu pomóc? Spokój.. Teraz muszę wiedzieć więcej o tym Max'ie. Jak widać to nie jest za ciekawie, kurna!
- Czyli ten Max, jest najgorszy. Tak? - zapytałem
- Tak. Jego się boją najbardziej. Peter i Jake są mniej groźni. Chociaż patrząc na Harry'ego to nie Max go teraz sprał, tylko chłopaki. - podsumowała - Styles, to taka jakby maskotka, mimo jego zdolności. Przecież umie się bić i chronić przed atakiem, nie jest taki zły. Wiele razy mu to mówiłam o tym, nie słuchał. Teraz się sprzeciwił z Twojego powodu. - pokazała palcem na mnie
- Z mojego? - wyszeptałem
- Tak. Jak wcześniej ci mówiłam. Prawie każdy nowy tutaj ma sprawdzenie. Harry na to nie pozwolił, dlatego wygląda jak wygląda. - odpowiedziała - Chociaż mógł ze sobą wziąć Liam'a, może by wyglądał lepiej.
- Ale czemu to zrobił? Co we mnie jest takiego, ale Liam'a też nie pobili. - wypaliłem
- Louis ja wiem co was łączyło. Nie jestem aż taka głupia. Pare dni przed waszym przyjazdem, pamiętam jak cytował lub czytał pewien fragment z Twojego listu. A Liam nie oberwał bo jest twoim przyjacielem i Harry nie chciał by również dostał. - ziewnęła
- To on to jeszcze ma? - zatkało mnie to
- Jak widać to tak. Tomlinson, teraz jesteś wrogiem numer 1 u Max'a. Harry nie zawsze będzie mógł stawić się przed tobą. Liam jak silny by był też. Musisz unikać tej grupki, a ja ci w tym pomogę. A teraz ruszaj się i marsz spać. - wstała
- Dzięki. - wymamrotałem wstając
Wróciłem do pokoju myśląc o tym wszystkim. Dziewczyna miała racje, do tego znała nasze wcześniejsze relacje. Widać ,że loczek jej ufał, no racja przecież byli przyjaciółmi. Chociaż jej słowa dalej mnie niepokoiły. Ile w tym mogło być prawy, a ile kłamstwa. Nie wiem. To wszystko co się tu dzieje powoduje ,że jestem bezradny. W sytuacji w której nigdy nie byłem. Do tego zatęskniłem za rodziną. Lecz to teraz nie było najważniejsze. Najważniejszy był Harry w tym momencie.
Na całe szczęście jutro sobota, muszę pogadać z Liam'em o tym i loczkiem. Nie mogę pozwolić by obrywał za mnie. Będę musiał się osunąć w cień, tak by mu nie zaszkodzić.
- Zmieniam temat jak narwany. Raz o nim, jego przyjaciółce, rodzinie, jutrze, Liam'ie i znowu i nim. Czy to nie zabawne? - zapytałem sam siebie na głos
Tak to bardzo zabawne, jak na mnie.
~*~
[Muzyka]
Była dopiero 6 rano, a chłopak z lokami na głowie już nie spał. To nic ,że był cały w siniakach po wczorajszym dniu.. Miał jeszcze siłę i był gotowy na kolejny dzień jak i ruch przeciwnika. Mimo wysiłku ile wkładał w każdy najdrobniejszy ruch nie zważał na ból, a na jego twarzy nie było widać nawet grymasu. Pisał właśnie list do Louis'a, ewentualnie do Liam'a i Perrie. Nie chciał ich martwić, przecież wiedział co robi. Musiał jedynie pójść do Grimshaw'a, dobrego znajomego Edwards. Chociaż nie był pewny co będzie chciał w zamian za pomoc mu. Nick od razu polubił loczka, lecz mógł jedynie o nim pomarzyć. Czemu? Bo Harry już komuś innemu oddał swoje serce. Co nie podobało się starszemu.
- Oby nie byli źli. - wyszeptał pod nosem gdy skończył pisać - Chociaż Edwards doskonale wie co zrobię. - zaśmiał się
Po czym położył kartkę na biurku i tyle go widziano.
~*~
- Gdzie on polazł? Przecież Louis nam tu wykituje - było słychać aż w moim pokoju
- Uspokój się. Harry musi coś załatwić. - powiedziała kolejna osoba
Moment, Harry?! Ja?! Wstałem szybko z łóżka i zrobiłem szparę w drzwiach by móc zobaczyć kto rozmawia z kim.
- Ostatnio gdy tak mówiłaś to wrócił pobity. - powiedział Payne
- Przestań panikować. - warknęła przyjaciółka loczka
Otworzyłem szerzej drzwi, co nie wyszło mi na dobre. Zamiast zostać na miejscu, uderzyły w ścianę powodując huk. Oboje spojrzeli w stronę hałasu. Nie wyglądali na zdziwionych.
- Gdzie on poszedł? - zapytałem
- Chwila, wpierw list. - powiedziała blondynka podając mi list
- Okey. - wyszeptałem
Usiadłem pod ścianą i chwilę się zastanawiałem nad tym co może być tam napisane. Lecz po chwili wyprostowałem kartkę i zacząłem czytać.
Więc tak. Pewnie jak teraz widzicie nie ma mnie w swoim pokoju. Nie martwcie się, nie uciekłem. Nie tym razem. Jestem teraz u Nick'a bo muszę coś załatwić. Mam nadzieje ,że długo to nie zajmie, bo szczerze to nie mam zbytnio siły po wczorajszym.
Perrie was będzie zapewniać ,że będzie okey. TAK MA RACJE. Więc macie się słuchać i nic nie robić. Chociaż pewnie i tak ruszycie się i zaczniecie panikować. Oliver'em się zajmijcie dobrze bo mama będzie dopiero w niedziele. Bardzo was proszę.
EDWARDS pod żadnym pozorem nie mów gdzie jestem. Wiesz jaki jest Nick, pomoże w zamian za coś. A ja wykonam robotę i tyle.
A teraz mniej oficjalnie.
~Louis przepraszam za wczorajsze warknięcie. Nie chciałem by to aż tak Cię zabolało.
Harry. xx
[Muzyka]
Przeczytałem to kilka razy, ale to i tak nic nie dało. Nie otrzymałem odpowiedzi na moje pytania. Do tego już mogłem się pożegnać z tym ,że pójdę tam. Do tego Nick'a. Teraz kolejne pytanie nasuwało mi się do głowy. Czym się zajmował on, ten mężczyzna, znajomy Edwards..
Powoli wstałem i poszedłem się ogarnąć co bardzo szybko mi poszło. Może to przez to ,że martwiłem się tak o niego? Nie wiem. Na dole oczywiście była już reszta. I miałem podejść i zażądać adresu gdzie ten chłopak pracuje? Nie wypali, nie przy niej. Styles nie będzie zadowolony z tego.
- Louis. - dziewczyna spojrzała na mnie
- Tak? - powiedziałem cicho
- Harry zakazał mi, lecz rozprawi się potem ze mną. Pewnie chcesz wiedzieć gdzie pracuje Grimshaw, prawda? - zaskoczyła tym razem mnie
- No tak. Lecz nie chce byś potem miała za to dostać przypał od niego. - odparłem
- Tomlinson, nie gadaj teraz takich głupot. Potem się nim zajmę. - warknęła - Chcesz tam iść czy nie? - zapytała patrząc mi w oczy
W jednej sekundzie serce zabiło mi jeszcze szybciej niż biło wcześniej. Jednak los uśmiechnął się do mnie i będę mógł tam pójść. Uśmiechnąłem się w duchu, można było rzec ,że emitowałem szczęściem w środku. Nareście idzie po mojemu!
- Chce. - powiedziałem stanowczo
- I na to liczyłam. - uśmiechnęła się delikatnie - Nie jest to daleko, lecz i nie blisko. Od domu Hazzy na prawo aż do skrzyżowania. Potem znowu w prawo i cały czas prosto. Szukaj budynku z napisem EDEN. - wytłumaczyła
Założyłem pośpiesznie buty notując w głowie jak mam dotrzeć na miejsce. PRAWO, DO SKRZYŻOWANIA, znowu w PRAWO, potem PROSTO, patrz na napis EDEN. Obym niczego nie pomylił, teraz to było najważniejsze.
- Dzięki Perrie, naprawdę. - szybko powiedziałem
[Muzyka]
Po czym wybiegłem jak oparzony z domu zaczynając od skręcenia w prawo. Miałem przed oczami JEGO. Chłopca z kręconymi włosami i zielonkawymi oczami. Jak za pierwszym razem. Ten uśmiech gdy pokazywał swoje dołeczki. To wszystko zaczęło mi świrować w głowie. Wszystkie momenty z nim zaczęły mi się przypominać, co spowodowało uśmiech na mojej twarzy.
STOP! SKRZYŻOWANIE. Skręt znowu w prawo. Pędem LOUIS, pędem! Serce nadawało tempo moim krokom. Teraz mogłem nazwać mój sprintem.
Rozmowa im świetnie szła. Wszyscy zaangażowani w rozmowę ale.. Ci dwaj nie znali swoich imion, co wyglądało komicznie, nie wiedząc jak się odezwać do siebie. Chociaż imię Louis'a było już wymienione parę razy.
- A właśnie, zapomniałem! - wtrącił się mulat o imieniu Zayn - To jest Harry, mój daleki kuzyn. - pokazał na kędzierzawego chłopaka mówiąc
Louis spojrzał na Harre'go i wyciągnął delikatnie rękę w jego stronę. Za pewne był bardziej odważny od lokowatego chłopaka.
- Miło mi, Louis. - powiedział
- Mi również. - odparł zaciskając starszego chłopaka dłoń
Miłe wspomnienie. Te pierwsze, a potem kolejne i jeszcze kolejne. To wszystko sprawiało ,że chciałem dalej biec. Do niego, chciałem go uchronić jak on mnie przed nim, nimi.. Rozglądałem się na wszystkie strony. Domy, budynki i tak w kółko. Nawet sklepy. Boże! Biegłem dalej szukając tej nazwy. Chwila, chwila. Jest! EDEN.
Potem nastąpił szok. Był to klub ze striptizem.. Stanąłem przed budynkiem nie wiedząc co teraz robić. Chociaż raz kozie śmierć. Jak trzeba, to trzeba.
~*~
Nick nie kazał mi wiele zrobić. Zatańczyć parę razy i zaśpiewać. Jednak nie lubiłem tego, wstydziłem się czasem tego jak tańczę, jak poruszam się. Nigdy o tym nie wspominam, dlatego teraz wiele osób było by wielce zdziwieni. Nie chce do tego by Louis się dowiedział. Pisząc list miałem nadzieje ,że Perrie jednak mnie wysłucha i mu nic nie powie.
- Harry? - usłyszałem znajomy głos
Trzymając papierosa w ręku spojrzałem na osobę. Był to Nick. Był po 20 - stce, chociaż sam szczerze nie wiedziałem czy tak czy nie.
- Tak? - wyszeptałem
- Kolej na ciebie chłopcze. - uśmiechnął się - Mam nadzieje ,że umiesz już piosenkę. - dodał po chwili
- Umiem. Tylko te siniaki Nick.. - westchnąłem
- Są już zakryte, dasz rade. - roztrzepał mi włosy
No to ZACZYNAMY zabawę. Poprawiłem delikatnie ubranie tak by nie rozmazać miejsc z zakrytymi siniakami i ruszyłem w stronę kurtyny. Wziąłem głęboki wdech i czekałem aż mężczyzna wymówi moje imię, a wiele osób zacznie krzyczeć..
- Pamiętacie naszego pana H? Rzadko u nas bywa, ale zawsze to coś. - zapytał ich
Od razu otrzymał pełno oklasków, co jeszcze bardziej zdenerwowało moje serce, lecz nie mnie. Jeszcze chwila Harry, jeszcze chwila.
- No to jak tak bardzo go lubicie, to już klaskami go przywitajcie jeszcze większymi niż wcześniej! - zakończył swoje słowa
Po czym z głośników zaczęła lecieć muzyka, a kurtyna uniosła się wysoko ukazując mnie.
[Muzyka]
Uśmiechnąłem się do wszystkich ukazując swoje dołeczki, jak widać lubili tez mój uśmiech jak i to jak się poruszam. Cieszyło mnie to. Teraz to ja mam władzę, ja i moje ciało. Nie byłem w głębi serca dumny z tego co robię Lecz Nick o to poprosił mnie, w zamian za pomoc.
- Sometimes I feel I've got to. Run away I've got to. Get away. From the pain you drive into the heart of me. The love we share.. (...) - zacząłem śpiewać idąc na początek sceny
Każdy mój ruch był obserwowany, co też sprawiało ,że napiąłem mięśnie. Nie mogłem upaść, ani zrobić niczego co by ich nie zadowoliło. Chodząc po scenie i kręcąc seksownie tyłkiem śpiewałem kolejne słowa piosenki.
- Once I ran to you (I ran). Now I'll run from you. This tainted love you've given. I give you all a boy could give you.. (...) - śpiewałem podkreślając każde słowo by wzbudzić w nich więcej emocji
- Oooooh...Tainted love. Tainted love. - wymruczałem aż do mikrofonu
Po czym rozejrzałem i ujrzałem znajomą twarz. Do oczu napłynęły mi łzy, był to on. A serce stanęło mi jak wryte. Tylko nie to..
Od Autorki: PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM~! Możecie mnie ukamienować za to jak długo czekacie na moje wypociny.. Potem pokroić,zakopać,odkopać i dobić. Lecz miałam BLOKADE i nic nie mogła napisać. Wybaczycie mi? ładnie proszę. ~Panda
*Jak widać ubarwiłam postać Hazzy, i jak wam się ona podoba? Tylko nie klnijcie..
- Max od początku tak do niego mówił. Potem jak prawie każdego wziął na sprawdzenie, czyli z którymś się musiał bić. Jak wiem, to Harry'emu trafił się Brain. - przymknęła powoli oczy - On zawsze wysyła chłopaków, lecz tym razem sam, nawet bez obstawy! Mam nadzieje ,że Nick mu jakoś pomoże nie wykorzystując go przy tym.- dodała
Chwila, chwila jaki Nick? Co za Nick? I czemu miał by mu pomóc? Spokój.. Teraz muszę wiedzieć więcej o tym Max'ie. Jak widać to nie jest za ciekawie, kurna!
- Czyli ten Max, jest najgorszy. Tak? - zapytałem
- Tak. Jego się boją najbardziej. Peter i Jake są mniej groźni. Chociaż patrząc na Harry'ego to nie Max go teraz sprał, tylko chłopaki. - podsumowała - Styles, to taka jakby maskotka, mimo jego zdolności. Przecież umie się bić i chronić przed atakiem, nie jest taki zły. Wiele razy mu to mówiłam o tym, nie słuchał. Teraz się sprzeciwił z Twojego powodu. - pokazała palcem na mnie
- Z mojego? - wyszeptałem
- Tak. Jak wcześniej ci mówiłam. Prawie każdy nowy tutaj ma sprawdzenie. Harry na to nie pozwolił, dlatego wygląda jak wygląda. - odpowiedziała - Chociaż mógł ze sobą wziąć Liam'a, może by wyglądał lepiej.
- Ale czemu to zrobił? Co we mnie jest takiego, ale Liam'a też nie pobili. - wypaliłem
- Louis ja wiem co was łączyło. Nie jestem aż taka głupia. Pare dni przed waszym przyjazdem, pamiętam jak cytował lub czytał pewien fragment z Twojego listu. A Liam nie oberwał bo jest twoim przyjacielem i Harry nie chciał by również dostał. - ziewnęła
- To on to jeszcze ma? - zatkało mnie to
- Jak widać to tak. Tomlinson, teraz jesteś wrogiem numer 1 u Max'a. Harry nie zawsze będzie mógł stawić się przed tobą. Liam jak silny by był też. Musisz unikać tej grupki, a ja ci w tym pomogę. A teraz ruszaj się i marsz spać. - wstała
- Dzięki. - wymamrotałem wstając
Wróciłem do pokoju myśląc o tym wszystkim. Dziewczyna miała racje, do tego znała nasze wcześniejsze relacje. Widać ,że loczek jej ufał, no racja przecież byli przyjaciółmi. Chociaż jej słowa dalej mnie niepokoiły. Ile w tym mogło być prawy, a ile kłamstwa. Nie wiem. To wszystko co się tu dzieje powoduje ,że jestem bezradny. W sytuacji w której nigdy nie byłem. Do tego zatęskniłem za rodziną. Lecz to teraz nie było najważniejsze. Najważniejszy był Harry w tym momencie.
Na całe szczęście jutro sobota, muszę pogadać z Liam'em o tym i loczkiem. Nie mogę pozwolić by obrywał za mnie. Będę musiał się osunąć w cień, tak by mu nie zaszkodzić.
- Zmieniam temat jak narwany. Raz o nim, jego przyjaciółce, rodzinie, jutrze, Liam'ie i znowu i nim. Czy to nie zabawne? - zapytałem sam siebie na głos
Tak to bardzo zabawne, jak na mnie.
~*~
[Muzyka]
Była dopiero 6 rano, a chłopak z lokami na głowie już nie spał. To nic ,że był cały w siniakach po wczorajszym dniu.. Miał jeszcze siłę i był gotowy na kolejny dzień jak i ruch przeciwnika. Mimo wysiłku ile wkładał w każdy najdrobniejszy ruch nie zważał na ból, a na jego twarzy nie było widać nawet grymasu. Pisał właśnie list do Louis'a, ewentualnie do Liam'a i Perrie. Nie chciał ich martwić, przecież wiedział co robi. Musiał jedynie pójść do Grimshaw'a, dobrego znajomego Edwards. Chociaż nie był pewny co będzie chciał w zamian za pomoc mu. Nick od razu polubił loczka, lecz mógł jedynie o nim pomarzyć. Czemu? Bo Harry już komuś innemu oddał swoje serce. Co nie podobało się starszemu.
- Oby nie byli źli. - wyszeptał pod nosem gdy skończył pisać - Chociaż Edwards doskonale wie co zrobię. - zaśmiał się
Po czym położył kartkę na biurku i tyle go widziano.
~*~
- Gdzie on polazł? Przecież Louis nam tu wykituje - było słychać aż w moim pokoju
- Uspokój się. Harry musi coś załatwić. - powiedziała kolejna osoba
Moment, Harry?! Ja?! Wstałem szybko z łóżka i zrobiłem szparę w drzwiach by móc zobaczyć kto rozmawia z kim.
- Ostatnio gdy tak mówiłaś to wrócił pobity. - powiedział Payne
- Przestań panikować. - warknęła przyjaciółka loczka
Otworzyłem szerzej drzwi, co nie wyszło mi na dobre. Zamiast zostać na miejscu, uderzyły w ścianę powodując huk. Oboje spojrzeli w stronę hałasu. Nie wyglądali na zdziwionych.
- Gdzie on poszedł? - zapytałem
- Chwila, wpierw list. - powiedziała blondynka podając mi list
- Okey. - wyszeptałem
Usiadłem pod ścianą i chwilę się zastanawiałem nad tym co może być tam napisane. Lecz po chwili wyprostowałem kartkę i zacząłem czytać.
Więc tak. Pewnie jak teraz widzicie nie ma mnie w swoim pokoju. Nie martwcie się, nie uciekłem. Nie tym razem. Jestem teraz u Nick'a bo muszę coś załatwić. Mam nadzieje ,że długo to nie zajmie, bo szczerze to nie mam zbytnio siły po wczorajszym.
Perrie was będzie zapewniać ,że będzie okey. TAK MA RACJE. Więc macie się słuchać i nic nie robić. Chociaż pewnie i tak ruszycie się i zaczniecie panikować. Oliver'em się zajmijcie dobrze bo mama będzie dopiero w niedziele. Bardzo was proszę.
A teraz mniej oficjalnie.
~Louis przepraszam za wczorajsze warknięcie. Nie chciałem by to aż tak Cię zabolało.
Harry. xx
[Muzyka]
Przeczytałem to kilka razy, ale to i tak nic nie dało. Nie otrzymałem odpowiedzi na moje pytania. Do tego już mogłem się pożegnać z tym ,że pójdę tam. Do tego Nick'a. Teraz kolejne pytanie nasuwało mi się do głowy. Czym się zajmował on, ten mężczyzna, znajomy Edwards..
Powoli wstałem i poszedłem się ogarnąć co bardzo szybko mi poszło. Może to przez to ,że martwiłem się tak o niego? Nie wiem. Na dole oczywiście była już reszta. I miałem podejść i zażądać adresu gdzie ten chłopak pracuje? Nie wypali, nie przy niej. Styles nie będzie zadowolony z tego.
- Louis. - dziewczyna spojrzała na mnie
- Tak? - powiedziałem cicho
- Harry zakazał mi, lecz rozprawi się potem ze mną. Pewnie chcesz wiedzieć gdzie pracuje Grimshaw, prawda? - zaskoczyła tym razem mnie
- No tak. Lecz nie chce byś potem miała za to dostać przypał od niego. - odparłem
- Tomlinson, nie gadaj teraz takich głupot. Potem się nim zajmę. - warknęła - Chcesz tam iść czy nie? - zapytała patrząc mi w oczy
W jednej sekundzie serce zabiło mi jeszcze szybciej niż biło wcześniej. Jednak los uśmiechnął się do mnie i będę mógł tam pójść. Uśmiechnąłem się w duchu, można było rzec ,że emitowałem szczęściem w środku. Nareście idzie po mojemu!
- Chce. - powiedziałem stanowczo
- I na to liczyłam. - uśmiechnęła się delikatnie - Nie jest to daleko, lecz i nie blisko. Od domu Hazzy na prawo aż do skrzyżowania. Potem znowu w prawo i cały czas prosto. Szukaj budynku z napisem EDEN. - wytłumaczyła
Założyłem pośpiesznie buty notując w głowie jak mam dotrzeć na miejsce. PRAWO, DO SKRZYŻOWANIA, znowu w PRAWO, potem PROSTO, patrz na napis EDEN. Obym niczego nie pomylił, teraz to było najważniejsze.
- Dzięki Perrie, naprawdę. - szybko powiedziałem
[Muzyka]
Po czym wybiegłem jak oparzony z domu zaczynając od skręcenia w prawo. Miałem przed oczami JEGO. Chłopca z kręconymi włosami i zielonkawymi oczami. Jak za pierwszym razem. Ten uśmiech gdy pokazywał swoje dołeczki. To wszystko zaczęło mi świrować w głowie. Wszystkie momenty z nim zaczęły mi się przypominać, co spowodowało uśmiech na mojej twarzy.
STOP! SKRZYŻOWANIE. Skręt znowu w prawo. Pędem LOUIS, pędem! Serce nadawało tempo moim krokom. Teraz mogłem nazwać mój sprintem.
Rozmowa im świetnie szła. Wszyscy zaangażowani w rozmowę ale.. Ci dwaj nie znali swoich imion, co wyglądało komicznie, nie wiedząc jak się odezwać do siebie. Chociaż imię Louis'a było już wymienione parę razy.
- A właśnie, zapomniałem! - wtrącił się mulat o imieniu Zayn - To jest Harry, mój daleki kuzyn. - pokazał na kędzierzawego chłopaka mówiąc
Louis spojrzał na Harre'go i wyciągnął delikatnie rękę w jego stronę. Za pewne był bardziej odważny od lokowatego chłopaka.
- Miło mi, Louis. - powiedział
- Mi również. - odparł zaciskając starszego chłopaka dłoń
Miłe wspomnienie. Te pierwsze, a potem kolejne i jeszcze kolejne. To wszystko sprawiało ,że chciałem dalej biec. Do niego, chciałem go uchronić jak on mnie przed nim, nimi.. Rozglądałem się na wszystkie strony. Domy, budynki i tak w kółko. Nawet sklepy. Boże! Biegłem dalej szukając tej nazwy. Chwila, chwila. Jest! EDEN.
Potem nastąpił szok. Był to klub ze striptizem.. Stanąłem przed budynkiem nie wiedząc co teraz robić. Chociaż raz kozie śmierć. Jak trzeba, to trzeba.
~*~
Nick nie kazał mi wiele zrobić. Zatańczyć parę razy i zaśpiewać. Jednak nie lubiłem tego, wstydziłem się czasem tego jak tańczę, jak poruszam się. Nigdy o tym nie wspominam, dlatego teraz wiele osób było by wielce zdziwieni. Nie chce do tego by Louis się dowiedział. Pisząc list miałem nadzieje ,że Perrie jednak mnie wysłucha i mu nic nie powie.
- Harry? - usłyszałem znajomy głos
Trzymając papierosa w ręku spojrzałem na osobę. Był to Nick. Był po 20 - stce, chociaż sam szczerze nie wiedziałem czy tak czy nie.
- Tak? - wyszeptałem
- Kolej na ciebie chłopcze. - uśmiechnął się - Mam nadzieje ,że umiesz już piosenkę. - dodał po chwili
- Umiem. Tylko te siniaki Nick.. - westchnąłem
- Są już zakryte, dasz rade. - roztrzepał mi włosy
No to ZACZYNAMY zabawę. Poprawiłem delikatnie ubranie tak by nie rozmazać miejsc z zakrytymi siniakami i ruszyłem w stronę kurtyny. Wziąłem głęboki wdech i czekałem aż mężczyzna wymówi moje imię, a wiele osób zacznie krzyczeć..
- Pamiętacie naszego pana H? Rzadko u nas bywa, ale zawsze to coś. - zapytał ich
Od razu otrzymał pełno oklasków, co jeszcze bardziej zdenerwowało moje serce, lecz nie mnie. Jeszcze chwila Harry, jeszcze chwila.
- No to jak tak bardzo go lubicie, to już klaskami go przywitajcie jeszcze większymi niż wcześniej! - zakończył swoje słowa
Po czym z głośników zaczęła lecieć muzyka, a kurtyna uniosła się wysoko ukazując mnie.
[Muzyka]
Uśmiechnąłem się do wszystkich ukazując swoje dołeczki, jak widać lubili tez mój uśmiech jak i to jak się poruszam. Cieszyło mnie to. Teraz to ja mam władzę, ja i moje ciało. Nie byłem w głębi serca dumny z tego co robię Lecz Nick o to poprosił mnie, w zamian za pomoc.
- Sometimes I feel I've got to. Run away I've got to. Get away. From the pain you drive into the heart of me. The love we share.. (...) - zacząłem śpiewać idąc na początek sceny
Każdy mój ruch był obserwowany, co też sprawiało ,że napiąłem mięśnie. Nie mogłem upaść, ani zrobić niczego co by ich nie zadowoliło. Chodząc po scenie i kręcąc seksownie tyłkiem śpiewałem kolejne słowa piosenki.
- Once I ran to you (I ran). Now I'll run from you. This tainted love you've given. I give you all a boy could give you.. (...) - śpiewałem podkreślając każde słowo by wzbudzić w nich więcej emocji
- Oooooh...Tainted love. Tainted love. - wymruczałem aż do mikrofonu
Po czym rozejrzałem i ujrzałem znajomą twarz. Do oczu napłynęły mi łzy, był to on. A serce stanęło mi jak wryte. Tylko nie to..
Od Autorki: PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM~! Możecie mnie ukamienować za to jak długo czekacie na moje wypociny.. Potem pokroić,zakopać,odkopać i dobić. Lecz miałam BLOKADE i nic nie mogła napisać. Wybaczycie mi? ładnie proszę. ~Panda
*Jak widać ubarwiłam postać Hazzy, i jak wam się ona podoba? Tylko nie klnijcie..
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Rozdział 4 1/2
On. Ten niebieskooki Louis. Nie pocieszyło mnie to, zwłaszcza teraz. Sam nawet nie wiedziałem co mam myśleć.. Potem mój wzrok utkwił na Perrie, która nic nie mówiła. Pewnie czekała na mój ruch. Mam teraz się odezwać nie będąc chamskim? Nie da się. Moim zdaniem było nie okazywać teraz uczuć, zwłaszcza teraz kiedy jestem aż tak słaby. A przy nim jeszcze słabszy.
- Tak? - zapytałem spokojnie
- Mo.. Możemy pogadać? - zadał mi pytanie
- Dobrze. Perrie. - spojrzałem znacząco na przyjaciółkę
Dziewczyna tylko delikatnie się uśmiechnęła biorąc małego na ręce wstając przy tym. Za nią od razu zjawił się Liam. Czyżby ona mu się spodobała? Jak tak, to nie pozowlę mu jej skrzywdzić..
Skierowałem spowrotem wzrok na Louis'a. Miał strach i zmartwienie wymalowane na twarzy jak i w oczach. Zapragnąłem go przytulić do siebie. Poczuć zapach jego perfum, usłyszeć ten radosny śmiech... Zobaczyć iskry w oczach. Tylko on, to chyba nie dużo.
- Moge usiąść obok? - cicho zapytał
Od razu rozejrzałem się. Nie było ich już. Tylko ja i on. Delikatnie można powiedzieć ,że już czułem się nie zręcznie. Zwłaszcza sam na sam z nim. Z nim.. Z Tomlinson'em.
- Tak. - wymamrotałem
Po chwili już był obok mnie. Stykaliśmy się od ramion w dół, co spowodowało ,że poczułem ciepło bijące od niego. Przyjemne to było, tak jak wcześniej kiedy mnie przytulał przed wylotem. Do tego te wszystkie momenty , wróciły jak torpeda..
Harry, ogarnij się. Nie rozpływaj się! Skarciłem się od razu. Chyba mi już nic nie pomoże.
- Edwards nam wszystko powiedziała.. - zaczął Louis
- Em, wszystko czyli? - spytałem go
Chłopak chwilę mi się przyglądał jak by chciał złożyć dobrze zdania. Lecz przecież on nigdy nie miał z tym problemów. Nie on. Poukładany pan Louis Wiliam Tomlinson.
- No czemu cię pobili. Chociaż ja z Liam'em mieliśmy nadzieje ,że przyjdziesz bez szwanków oprócz twojej przyjaciółki. Strasznie się bała. - powiedział - Nawet jak nam opowiadała trzymając Oliver'a, cała się trzęsła. - dodał po chwili
- Rozumiem. - odparłem beznamiętnie
- A on to.. To twój syn? - zapytał
Zaśmiałem się w duchu, bo kolejna osoba o to pytała. Wpierw Liam, którego wyśmiałem na głos, a teraz on. Lecz czemu teraz nie mogłem się zaśmiać prosto w twarz? Coś mnie hamowało, a ja nie wiedziałem co.
- Nie. - opowiedziałem
Już nic nie mówił. Siedział wraz ze mną w ciszy, która w niczym nie pomagała. Jedynie robiła się coraz gorsza. A dla mnie przerażająca. Chociaż teraz mogłem się skupić na biciu swojego i jego serca, które równo biły. Pochyliłem się do przodu, co potem okazało się złą decyzją. Od razu poczułem ból, co sprawiło ,że jęknąłem.
- Rozumiem. - odparłem beznamiętnie
- A on to.. To twój syn? - zapytał
Zaśmiałem się w duchu, bo kolejna osoba o to pytała. Wpierw Liam, którego wyśmiałem na głos, a teraz on. Lecz czemu teraz nie mogłem się zaśmiać prosto w twarz? Coś mnie hamowało, a ja nie wiedziałem co.
- Nie. - opowiedziałem
Już nic nie mówił. Siedział wraz ze mną w ciszy, która w niczym nie pomagała. Jedynie robiła się coraz gorsza. A dla mnie przerażająca. Chociaż teraz mogłem się skupić na biciu swojego i jego serca, które równo biły. Pochyliłem się do przodu, co potem okazało się złą decyzją. Od razu poczułem ból, co sprawiło ,że jęknąłem.
- Coś się stało? - spojrzał się od razu na mnie
- Nie nic. Wiedziałem ,że tak będzie. Lecz ja.. Jednak nawet sam miałem tą małą nadzieje ,że jednak dam rade z nimi. Max teraz mi nie odpuści, niestety tobie też.. - zacząłem
Przyciągnąłem swoje nogi pod brodę, zapominając wgl ,że coś mnie boli. Niestety, ból rozszedł się po całym ciele jak błyskawica co spowodowało ,że siarczyście zaklnąłem pod nosem.
- A tak bardzo chciałem by.. - jęknąłem z bólu zamykając oczy
- Harry! - wydał z siebie cichy pisk
Pewnie ze strachu. Tak, raczej na pewno. Po chwili znalazłem się w jego ramionach. Tym ciepłym uścisku, które tak pragnąłem. Do tego ból, on znikał. Czyżby dzięki niemu? Nie wiem, ja już nic nie wiem. Usłyszałem jak coś nuci, jak by chciał mnie uśpić bym spał. Może na serio jestem taki zmęczony? Tylko tego nie widzę.
Powoli przymknąłem oczy wtulając się w niego jak w zabawkę.
- Dziękuję.. - wymamrotałem
Chłopak już nic nie powiedział tylko ucałował mnie w głowę. Ja zaś odpłynąłem do krainy Morfeusza. Nareście poczułem się szczęśliwy mimo ,że jednak to wszystko sie wydarzyło. To tylko dzięki niemu..
Położyłem Harry'ego na jego łóżku. Wyglądał tak niewinnie.. Jak mały bezbronny kociak. Do tego nie był jak wcześniej chamski, normalny był co mnie zdziwiło. Dalej mam przed oczami jego z dzieckiem i przyjaciółką. Czyżby zazdrość? Nie. To nie mogłoby być.
Siedziałem już tu dobre 30 minut. Lecz teraz zrozumiałem ,że nie chciałem go tu zostawiać samego. Do tego te sińce, które pewnie oblewały jego i tak kruche ciało. Aż ciarki mnie przeszły przy wspomnieniu o nich. Musiał bardzo oberwać. Lecz dalej w mojej głowie było pytanie CZEMU TO ZROBIŁ? Przecież mogli mnie pobić, ewentualnie Liam by mi pomógł i tyle. Ale on musiał. Dostał za nas..
- Louis? - usłyszałem za sobą
Przerażony spojrzałem do tyłu. Była to Edwards. Loczka przyjaciółka tutaj. Jak widać to ona go zmieniła, ewentualnie oni. Ta banda.
- Tak?
- Liam o Oli zasnęli. Ty tez powinieneś odpocząć. - powiedziała spokojnie
- Nie chce.. - wymamrotałem
Dziewczyna usiadła obok mnie i popatrzyła na mnie błagalnie. Nie wiedziałem co mam powiedzieć więcej. Można powiedzieć ,że znała go dłużej i bardziej niż ja. A jednak czułem ,że znany go równie dobrze.
- Ogólnie chciałam mu obłożyć lodem siniaki i ulżyć w bólu. - westchnęła
- Sprawisz mu gorszy ból. - powiedziałem
- Na początku tak, ale potem lód sprawi ,że zniknie. - rzekła - Do tego siniaki będą mniejsze. - dodała
Ona dalej była spokojna. Już się bałem ,że rzuci się na mnie lub coś mi zrobi. A ona? Dalej opanowanie na twarzy.. Miała delikatne rysy twarzy, nawet pasowała do Styles'a. Chociaż.. Już sam nie wiem.
- Może herbaty? Posiedzimy i pogadamy tak na osobności. - zaproponowała dziewczyna
- Zgoda.
Po chwili już jej nie było, a ja zostałem sam. Curly dalej spał, co cieszyło to mnie. Liam spał, mały też.. Tylko ja i Perrie nie spaliśmy. Może dzięki tej rozmowie dowiem się czegoś o nim. No właśnie on..
Spojrzałem na niego i delikatnie poprawiłem jego kręconą grzywkę. Miał w dotyku bardzo miłe włosy. Do tego zawsze były i za pewnie będą w nieładzie. Jego twarzyczka była blada, co zaczynało mnie martwić. Lecz nie wiedziałem czy wołać ją czy nie. Położyłem mu rękę na policzku i zacząłem delikatnie głaskać. Miał taka delikatną skórę.. Nie chciałem go też budzić.
- Mmmm. - wymamrotał Loczek
Jego oczy otworzyły patrząc wprost na mnie. Podparł się o łokieć. Już nie spał, wyglądał na rozbudzonego. Przeszedł mnie dziwny dreszcz gdy na mnie spojrzał, nawet i przyjemny. Sam nie byłem już pewny.
- Curly.. - wyszeptałem
- Nie mów tak do mnie. Nie masz prawa. - warknął
Coś mnie ścisnęło w środku, a on opadł na łóżko chyba już spowrotem wracając momentalnie do snu. Nim się obejrzałem łza spłynęła po moim policzku. Zabolało, nawet teraz. Zabolało.. Potem doszło kolejne uczucie, którego nie umiałem nazwać.
- Curly. - wyszeptał brunet
Niestety nie wiedział jaka będzie reakcja chłopaka. Przecież nigdy na niego tak nie mówił. Zawsze było Loczuś, Loczek lub podobnie. Curly, to było coś nowego.
- Nie mów tak do mnie. Nie masz prawa. - warknął drugi
Po czym opadł na łóżko nie przejmując się dawnym przyjacielem.
Byłem już poza pokojem, a te jego słowa dalej siedziały mi w głowie. Usiadłem przy ścianie i schowałem twarz w dłonie. Od razu rozpłakałem starając się nie budzić innych. Chociaż i tak zaraz przyjdzie Edwards i zapyta co się stało. Gdzie jest tam ten Harry? GDZIE? Zadawałem sobie w głowie pytania, ale nie znajdywałem odpowiedzi.To wszystko ICH wina! Jego! Max'a!
Usłyszałem po paru minutach kroki. Ciarki przeszły po mnie od razu. Lecz łzy dalej płynęły mi po policzkach. Ogarnij się! Ogarnij.. Ze schodów było widać ceń kobiecy, to ona. Będąc już na piętrze zobaczyła. Od razu znalazła się przy mnie, po czym położyła dłoń na moim ramieniu.
- Louis, co się stało? - zapytała
- On.. - za jąkałem się - Warknął na mnie, za nic.. Powiedziałem tylko do niego Curly.. Tylko Curly.. - wybuchłem większym płaczem
- O nie.. Nikt tak na niego nie mówi. - zaczęła - To wszystko wina.. - urwała
Powoli przymknąłem oczy wtulając się w niego jak w zabawkę.
- Dziękuję.. - wymamrotałem
Chłopak już nic nie powiedział tylko ucałował mnie w głowę. Ja zaś odpłynąłem do krainy Morfeusza. Nareście poczułem się szczęśliwy mimo ,że jednak to wszystko sie wydarzyło. To tylko dzięki niemu..
***
Położyłem Harry'ego na jego łóżku. Wyglądał tak niewinnie.. Jak mały bezbronny kociak. Do tego nie był jak wcześniej chamski, normalny był co mnie zdziwiło. Dalej mam przed oczami jego z dzieckiem i przyjaciółką. Czyżby zazdrość? Nie. To nie mogłoby być.
Siedziałem już tu dobre 30 minut. Lecz teraz zrozumiałem ,że nie chciałem go tu zostawiać samego. Do tego te sińce, które pewnie oblewały jego i tak kruche ciało. Aż ciarki mnie przeszły przy wspomnieniu o nich. Musiał bardzo oberwać. Lecz dalej w mojej głowie było pytanie CZEMU TO ZROBIŁ? Przecież mogli mnie pobić, ewentualnie Liam by mi pomógł i tyle. Ale on musiał. Dostał za nas..
- Louis? - usłyszałem za sobą
Przerażony spojrzałem do tyłu. Była to Edwards. Loczka przyjaciółka tutaj. Jak widać to ona go zmieniła, ewentualnie oni. Ta banda.
- Tak?
- Liam o Oli zasnęli. Ty tez powinieneś odpocząć. - powiedziała spokojnie
- Nie chce.. - wymamrotałem
Dziewczyna usiadła obok mnie i popatrzyła na mnie błagalnie. Nie wiedziałem co mam powiedzieć więcej. Można powiedzieć ,że znała go dłużej i bardziej niż ja. A jednak czułem ,że znany go równie dobrze.
- Ogólnie chciałam mu obłożyć lodem siniaki i ulżyć w bólu. - westchnęła
- Sprawisz mu gorszy ból. - powiedziałem
- Na początku tak, ale potem lód sprawi ,że zniknie. - rzekła - Do tego siniaki będą mniejsze. - dodała
Ona dalej była spokojna. Już się bałem ,że rzuci się na mnie lub coś mi zrobi. A ona? Dalej opanowanie na twarzy.. Miała delikatne rysy twarzy, nawet pasowała do Styles'a. Chociaż.. Już sam nie wiem.
- Może herbaty? Posiedzimy i pogadamy tak na osobności. - zaproponowała dziewczyna
- Zgoda.
Po chwili już jej nie było, a ja zostałem sam. Curly dalej spał, co cieszyło to mnie. Liam spał, mały też.. Tylko ja i Perrie nie spaliśmy. Może dzięki tej rozmowie dowiem się czegoś o nim. No właśnie on..
Spojrzałem na niego i delikatnie poprawiłem jego kręconą grzywkę. Miał w dotyku bardzo miłe włosy. Do tego zawsze były i za pewnie będą w nieładzie. Jego twarzyczka była blada, co zaczynało mnie martwić. Lecz nie wiedziałem czy wołać ją czy nie. Położyłem mu rękę na policzku i zacząłem delikatnie głaskać. Miał taka delikatną skórę.. Nie chciałem go też budzić.
- Mmmm. - wymamrotał Loczek
Jego oczy otworzyły patrząc wprost na mnie. Podparł się o łokieć. Już nie spał, wyglądał na rozbudzonego. Przeszedł mnie dziwny dreszcz gdy na mnie spojrzał, nawet i przyjemny. Sam nie byłem już pewny.
- Curly.. - wyszeptałem
- Nie mów tak do mnie. Nie masz prawa. - warknął
Coś mnie ścisnęło w środku, a on opadł na łóżko chyba już spowrotem wracając momentalnie do snu. Nim się obejrzałem łza spłynęła po moim policzku. Zabolało, nawet teraz. Zabolało.. Potem doszło kolejne uczucie, którego nie umiałem nazwać.
- Curly. - wyszeptał brunet
Niestety nie wiedział jaka będzie reakcja chłopaka. Przecież nigdy na niego tak nie mówił. Zawsze było Loczuś, Loczek lub podobnie. Curly, to było coś nowego.
- Nie mów tak do mnie. Nie masz prawa. - warknął drugi
Po czym opadł na łóżko nie przejmując się dawnym przyjacielem.
Byłem już poza pokojem, a te jego słowa dalej siedziały mi w głowie. Usiadłem przy ścianie i schowałem twarz w dłonie. Od razu rozpłakałem starając się nie budzić innych. Chociaż i tak zaraz przyjdzie Edwards i zapyta co się stało. Gdzie jest tam ten Harry? GDZIE? Zadawałem sobie w głowie pytania, ale nie znajdywałem odpowiedzi.To wszystko ICH wina! Jego! Max'a!
Usłyszałem po paru minutach kroki. Ciarki przeszły po mnie od razu. Lecz łzy dalej płynęły mi po policzkach. Ogarnij się! Ogarnij.. Ze schodów było widać ceń kobiecy, to ona. Będąc już na piętrze zobaczyła. Od razu znalazła się przy mnie, po czym położyła dłoń na moim ramieniu.
- Louis, co się stało? - zapytała
- On.. - za jąkałem się - Warknął na mnie, za nic.. Powiedziałem tylko do niego Curly.. Tylko Curly.. - wybuchłem większym płaczem
- O nie.. Nikt tak na niego nie mówi. - zaczęła - To wszystko wina.. - urwała
UWAGA:
Rozdział miał być wcześniej, lecz ja nie wyrabiam. Został on podzielony na dwie części, bo bym nie dała rady z dodaniem jego. Lecz kolejny będzie chyba dłuższy c:
KOLEJNY BĘDZIE jak postaracie się dać jak najwięcej OPINII/KOMENTARZY. Pokażcie ,że zależy wam na tym i chcecie znać ich dalsze losy.
Jeszcze tydzień i koniec i WAKACJE!
~Panda
Rozdział miał być wcześniej, lecz ja nie wyrabiam. Został on podzielony na dwie części, bo bym nie dała rady z dodaniem jego. Lecz kolejny będzie chyba dłuższy c:
KOLEJNY BĘDZIE jak postaracie się dać jak najwięcej OPINII/KOMENTARZY. Pokażcie ,że zależy wam na tym i chcecie znać ich dalsze losy.
Jeszcze tydzień i koniec i WAKACJE!
~Panda
niedziela, 2 czerwca 2013
Rozdział 3
Lot nie trwał tak długo, a mimo to przysnęło mi się. Lecz uczucie niezwykłe jak jesteś w tym samolocie, zwłaszcza wystartowanie. Potem po wszystkim zaś z Liam'em szukaliśmy taksówki która miała nas zawieźć do 'nowego domu'. Jak to dziwnie brzmi, tak obco, a jednak może uda się przywyknąć. Oby nie było tak źle..
A no właśnie ten numer! I do tego ten głos.. Wyjąłem powoli telefon i spojrzałem na niego. Hmm, kogo to może być numer.
- Louis, wszystko okey? - zapytał mnie
Byliśmy już w taksówce. Do tego też były korki, takie szczęście.
- Tak, tylko możesz sprawdzić kogo ten numer? - poprosiłem
Przyjaciel wziął ode mnie telefon i zaczął sprawdzać go. Wyglądał na strasznie skupionego gdy naciskał numerki na klawiaturze, co sprawiło ,że zacząłem się śmiać.
- Czy pan ma ADHD? - zapytał Liam
- Nope. - śmiałem się jeszcze bardziej
- Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu, - powiedział nie zadowolony chłopak
Po jego słowach taksówka się zatrzymała. Czyli jesteśmy już na właściwym miejscu. Powoli wysiadłem z samochodu płacąc mężczyźnie. Z przyjacielem wyjęliśmy swoje bagaże i podziękowaliśmy. Dom przed nami był duży jak i na zewnątrz było widać ,że zadbany.
- Ej, może zadzwonić do tej pani czy przypadkiem nie pomyliliśmy adresu? - zapytał Liam
- Dobry pomysł. Lecz ty dzwoń. - wypiąłem język
- Niech ci będzie. A ty zapytaj czy tu mieszka. - odpowiedział
- Albo lepiej chodźmy razem. - pociągnąłem go za ramie
Podeszliśmy do drzwi, a Liam przy okazji zaczął rozmawiać z kobietą u której mieliśmy mieszkać. Nie pewnie zapukałem i czekałem aż nam otworzy. Drzwi były z ciemnego drewna lub tylko pomalowane w jego kolorze. Do tego wielkie okna dodawały uroku temy domu.
- Perrie, otwórz to pewnie ci nowi. - krzyknął ktoś
- Boże, jak byś ty cioto nie mógł. - odparł kobiecy głos
Hm, czyli jak widać to tu. Lecz zawsze można jednak zapytać, bo tu może być inna wymiana i co wtedy będzie? Nic, będziemy szukać dalej. Ewentualnie zadzwonimy do naszej szkoły czy to jednak nie pomyłka.
- Tak to tu. - powiedział przyjaciel
- Jednak wole sie upewnić. - rzekłem spokojnie
Drzwi się przed nami otworzyły ukazując młodą blondynkę z różowymi końcówkami o śniadej cerze. Czy ty ona to Anne Cox? Do tego wzrok jej ciągłe świrował na mnie. Jak by chciała sobie coś przypomnieć, ale za skarby świata nie mogła. Wyglądało to dość komicznie.
- Czy ty jesteś Anne Cox? - zapytałem
- Oj, nie. Ciocia będzie dopiero potem. - powiedziała z delikatnym uśmiechem
- Jestem Louis Tomlinson, a obok mnie to Liam Payne. Przyjechaliśmy tu na wymianę. - w jej oczach od razu było widać przerażenie
- No to witam, właśnie na was czekaliśmy. Jestem Perrie. - oprzytomniała od razu
Odsunęła się byśmy mogli wejść do środka. Rozejrzałem się po domu. Był on świetnie urządzony, na pierwszy rzut oka oczywiście. Spodobało mi się tu. Coś dla mnie na przyszłość. Tylko ciekawe czy dożyję.
- Perrie, kto przyszedł? - zapytał znajomy głos
Zacząłem go chwilę analizować. Podobny
- Styles, zamknij się i pilnuj Oliver'a. - warknęła
Przyjaciel stanął obok mnie. Patrzył się na mnie zmartwionym wzrokiem. Chyba już zdawał sobie sprawę co teraz będzie się działo.
- Perrie, mogę go zaprowadzić by gdzieś usiadł? - zapytał opanowany
- Tak, za mna. - powiedziała zdenerwowana
Dziewczyna ruszyła, a Liam złapał mnie za ramiona bym nie upadł. Ledwo robiłem jakieś kroki, nie wiedziałem ,że ta sytuacja nabierze takiego obrotu. Chyba już gorzej być nie może. Oj, a chyba jednak może być..
- Oliver, wracaj tu. - Harry'ego głos utkwił mi w głowie
Pare sekund, a przede mną stanął mały chłopiec. Kręcone włosy, wielkie zielone oczy. Mały Harry.. Od razu po nim pokazał się on.. Jednym ruchem wziął malucha na ręce. Byłem pewny ,że te szepty pod jego nosem to przekleństwa..
- Styles, weź idź do kuchni z nim. - powiedziała Perrie
Po jej słowach nie było nic. Tylko ciemność. Ostatnie co usłyszałem to stłumiony krzyk loczka. Obym tym razem nie wylądował w szpitalu, błagam...
Wziąłem szybko telefon i przybiegłem do salonu z bratem na rękach. To co zobaczyłem, wytrąciło mnie z równowagi. Louis leżący na kanapie, nie ruszający się.. A bok niego Liam, sprawdzający czy z nim wszystko okey.
- Nie dzwoń. Zemdlał, ale jest okey. Powinien się zbudzić za 10 minut. - powiedział chłopak spokojnie
- Dobrze. Perrie, weźmiesz małego? - zapytałem przyjaciółkę
- Oczywiście. - uśmiechnęła się
Podałem jej Oliver'a, który od razu wtulił się do niej. Liam zaś siedział przy Louis'ie nic nie mówiąc, jak by zignorował całą sytuacje. Ucałowałem małego i poszedłem na górę po paczkę papierosów. Były tam gdzie je położyłem. Zadowolony ruszyłem na balkon z drugiej strony domu. Dzięki czemu nikt tego nie widział. Ja, balkon, ogród i spokój.
Niestety nie trwało to długo. Już po zapaleniu jednego moją głową zawładnął Louis. Niby tyle go nie widziałem, a jednak wszystko wróciło.. Do tego pewnie z małym wyglądałem tak jak bym był jego ojcem, a taka nie była prawda. To tylko mój brat.
Kończąc już drugiego, poczułem rękę na swoim ramieniu. Co spowodowało ,że ciarki mnie przeszły. To na pewno nie Edwards, nie przyszła by z maluchem tu gdy pale. Nie Louis, więc Payne. Zacznie się.
Jednym ruchem odwróciłem sie do niego z fajkiem w dłoni. Nie będzie to miła rozmowa. Z nim? Prze nigdy taka nie będzie.
- Tak? - zapytałem
- Nie martw się. Wieczorem załatwie by nam zmienili miejsce pobytu. - powiedział
- Nie musicie. Mnie i tak w domu często nie ma. - przygasiłem końcówkę - Więc nie będziecie mnie widywać. A Edwards was oprowadzi po szkole. - dodałem
Chłopak popatrzył na mnie z politowaniem. Chyba zauważył ,że jednak się zmieniłem. Wcześniej, a raczej w tak krótkim czasie byłem taki kruchy, wrażliwy itp. A teraz? Papieros w ręku, obojętność w oczach. Lecz dalej widok Louis'a działa na mnie tak jak zawsze..
- Czy Oliver, to twój syn? - zapytał mnie
Od razu wybuchłem śmiechem. Wiedziałem ,że o to może zapytać. Zwłaszcza on.
- Nie. To tylko mój brat. - powiedziałem już spokojnie, bez śmiechu
- Czyli ta blondynka mówiła racje. - odparł
- Perrie, nie jakaś blondynka. - warknąłem - Ona wam pokaże pokoje. - dodałem po chwili
- Zmieniłeś się.. - wyszeptał
- Wiem i to nawet lepiej. - rzekłem obojętnie
Liam już nic nie powiedział, tylko poszedł sobie. W duchu cieszyłem się nawet. Nawet jak by chciał mnie pobić, to tym razem by mu się nie udało. Do tego to ja mam władzę. Nie on.
- Hiarry.. - usłyszałem głos małego
Spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem. Hm, ciekawe jak tu wlazł, drzwi od pokoju były zamknięte. Oh, to pewnie Perrie mu pomogła.
- Tak? -zapytałem
- Kim sią tie osioby?
- To ci nowi uczniowie na wymianę. - uśmiechnąłem się
Wziąłem małego za rękę i zszedłem z nim na dół. Była już moja mama, a obok niej siedziała Perrie. Pewnie powiedziała jej o całej sytuacji. Nie dziwie się, jednak to nawet lepiej ,że wie.
- Z Louis'em już dobrze. - powiedziała przyjaciółka gdy mnie zobaczyła
- To się cieszę. Teraz poszli odpocząć, tak? - zapytałem
- Tak. Zaprowadziłam ich do pokoju. - odpowiedziała
- Harry, przecież ty to miałeś zrobić. - powiedziała moja mama
Spojrzałem na nią spokojnie. Oliver puścił moją dłoń i podszedł do mamy cicho ziewając. Jak widać zachciało mu się spać. Po nim ja ziewnąłem pod nosem by nie usłyszeli inni. Rodzicielka wzięła małego i zaniosła do pokoju tuląc go do siebie.
Dziewczyna wstała i wraz ze mną zaczęła iść w stronę drzwi. Czyli teraz zostałem sam.
- Dziękuję. - powiedziałem
- Nie ma za co. - uśmiechnęła się
- Mam nadzieje ,że jutro jakoś ich oprowadzisz. Wiesz.. - zacząłem
- Harry tylko nie mów ,że.. - przerwała mi nie kończąc swojej wypowiedzi
- Muszę, znasz zasady. Obiecaj ,że odciągniesz ich najdalej ode mnie. - poprosiłem - Do tego będą chodzić do twojej klasy. - dodałem
- Dobrze, ale jak coś ci się stanie lub komuś to po tobie. - powiedziała
Uśmiechnąłem się i pożegnałem się z przyjaciółką. Było widać ,że martwiła się o mnie jak by była moją matką. Do tego zapomniałem dodać była starsza ode mnie. Więc nie dziwie się.
Padnięty wróciłem do pokoju i walnąłem się na łóżko. Ten dzień nie mogłem zaliczyć do udanych, chociaż teraz jak na to patrze mam Louis'a blisko. A nawet same patrzenie wystarczy mi.
Rano obudził mnie budzik. Czyli koniec wylegiwania w łóżku i spania. Boże, ile bym dał na 2 godzinki snu.. Poirytowany wstałem. Szybko wziąłem świeże ubrania i poleciałem do łazienki wziąć prysznic. Ciepła woda poprawiła mi humor i ogarnęła w miarę możliwości. Przemyłem twarz zimną wodą, umyłem zęby i poprawiłem swoje włosy , które i tak tańczyły po mojej głowie. Ubrany w białą koszulkę i szare dresy wyszedłem z łazienki. Po drodze wziąłem jeszcze plecak z rzeczami i zbiegłem na dół do kuchni.
- Hiarry! - krzyknął malec jak tylko zobaczył mnie
- Hej Oli. - zaśmiałem się
Uśmiechnięty podszedłem do niego i ucałowałem w policzek. Do tego czułem wzrok innych na sobie. Przy stole byli już wszyscy. Louis, Liam, malec i mama.
- Zaprowadzisz małego do przedszkola? - zapytała Anne
- Dobrze, tylko potem będzie problem. Bo mam zajęcia i odebrać go nie moge. - powiedziałem
- Rozumiem. Jak dobrze ,że z Perrie rozmawiałam na ten temat wieczorem. Więc nie martw się. Odbierze małego. - uśmiechnęła się mama
- Ale ja cie ,żieby Harry to źrobił. - Oli odezwał się
Spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem do niego. Jaki on kochany.
- Ciocia Perrie cie odbierze, a potem zajdziecie po mnie z chłopakami, co ty na to? - zapytałem malucha
Przyjaciółka z maluchem przez taki krótki czas dobrze się zgrali, co cieszyło mnie to. Wiedziałem ,że teraz ona mi pomoże z Oliver'em.
- Tiak! - odparł uradowany
- Na taką reakcje liczyłem. - zaśmiałem się
Liam z Louisem nic nie mówili. Pewnie i tak nie przyjdą tylko wrócą do domu po lekcjach. Lecz co mi tam, nie chcą nie muszą.
Po paru minutach siedzenia wszyscy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wziąłem małego za rączkę i założyłem plecak na ramie. To za pewnie Edwards, jak zawsze punktualna.
- Harry, nawet nic nie zjadłeś. - usłyszałem cichy głos Louis'a
Mimo wolnie spojrzałem na niego. Patrzył on na ziemie, a raczej podziwiał swoje buty. Miał na sobie bluzkę białą w czerwone paski i czarne rurki. Czyli jego zwyczajny ubiór.
- Nie jestem głodny. - opowiedziałem
Podszedłem do drzwi otwierając je od razu. Dziewczyna wpadła mi w ramiona śmiejąc się. Czyli ona też miała dobry humor? Jak widać tak.
- Ciocia! - krzyknął - A wieś ,żie odbieraś mnie? - zapytał maluch
- Wiem. - uśmiechnęła się i ucałowała małego w policzek - Ciociu, o tej co wczoraj mówiłaś?
- Tak i dziękuję ci kochanie. - postała dziewczynie ciepły uśmiech
Po wszystkim Oli został odprowadzony do przedszkola, a my już byliśmy na miejscu. Całą drogę przyjaciółka karciła mnie za to ,że zadaje się z nimi. Do tego widziała ,że mogę oberwać za nic od nich jak i oni ode mnie.
- No to miłego dnia. - powiedziałem
- Nawzajem. - powiedzieli razem Liam z Louis'em
Przyjaciółka rzuciła się na mnie przytulając. Boże, czy ona tak musi przy nich? Wiem ,że się martwi. Lecz czasem tego aż za dużo!
- Uważaj na siebie. - wyszeptała
- Tak kochana. - roztrzepałem jej włosy i ruszyłem
- Ciołku! - jeszcze przed zakrętem usłyszałem jej piskliwy głos
- Czyli to u ciebie są ci nowi Curly? - zapytał Max
Spojrzałem na niego obojętnie. Nie mogłem przy nich okazać jakich kolwiek uczuć. Inaczej zaczną coś podejrzewać, a tego nie chce.
- Tak. - odpowiedziałem
- Trzeba będzie im pokazać kto tu rządzi. - żachnął się Jake
- Racja. - pochwalił go Pater
Słyszałem wszystko, aż się we mnie gotowało od środka. Lecz co ja mogłem zrobić? Teraz już niestety nic. jedynie wybić im to z głowy.
- Nie radze. Payne jest dość silny, jak wam mówiłem wcześniej to z nim się biłem. A Tomlinson umie się bić, lecz ma słabe serce. - mówiłem spokojnie
- Curly nie martw się. Pobawimy się. - uśmiechnął się Max
- Obyście tego nie żałowali. - powiedziałem
Lecz i tego sie obawiałem. Oni nie dadzą tak łatwo odpuścić spuszczenia łomotu nowym. Do tego nie mogłem na to pozwolić. Liam by sobie dał rade, ale Louis nie.. A trzech na dwóch to i przegrana..
Skończyły się lekcje, a ja dalej miałem przed oczami rozmowe z chłopakami na początku dnia. Nie mogłem pozwolić by jednak coś im się stało gdy tam ci zaatakują. Em.. Wziąłem telefon w dłoń i zaczęłam szukać numer Perrie. Musiałem jej to powiedzieć jak najszybciej.
Do Perrie c:
Bierz ich szybko ze szkoły. Max, Petter i Jake chcą się zabawić. Tak jak ze mną na początku.
Nie musiałem czekać długo, już po dwóch minutach poczułem wibracje.
Od Perrie c:
Niestety za późno! Harry, błagam szybko. Słyszę ich śmiech.. Harry.
Zacząłem szybko biec. Tyle ile sił miałem w nogach. Z drugiego piętra na pierwsze. I pędem znowu na dół, byle by dotrzeć na parter. Serce biło jak oszalałe, do tego prawie się nie wywaliłem. Nie mogą ich pobić, nie mogą, nie mogą!
Został mi tylko zakręt i gotowe. W pare sekund minąłem go. Moim oczom ukazała się Perrie, a przed nią chłopaki. Oczywiście Liam i Louis. Podbiegłem do niej, a ona rzuciła się na mnie wtulając się. Czyli zostało mi pare sekund, ewentualnie minuta.
- Harry, co tu się dzieje? - zapytał Payn
- Nie pytaj głupio. Idźcie lepiej, ja to muszę załatwić. - powiedziałem spokojnie
- Ale Harry... - wyszeptała załamana przyjaciółka
Wyglądała jak by miała upaść.. Doskonale wiedziała co się stanie. Tylko teraz byłem jednym z nich, tych złych. Do tego jak to będzie wyglądać zależy ode mnie.
- Perrie, idź z chłopakami do domu. Albo nie, po Oliver'a. Dobrze? Ja tu się zajmę wszystkim... - zacząłem
- Nie możesz! - krzyknął Louis
Oboje z przyjaciółkom spojrzeliśmy na niego. Patrzył się na mnie ze strachem w oczach. Czyżby on się o mnie bał? Coś nie możliwe.
- Liam, weź go. Potem wam wyjaśnię. - wyszeptałem
Chłopak skinął głową i wziął BooBear'a pod ramie. Teraz liczyła się każda sekunda. Dziewczyna ucałowała mnie w czółko i poszła przodem, a za nią Liam. No to jedno z głowy.
Stałem przed nimi gotowy nawet na bójkę. Spokój malował się na mojej twarzy, lecz w środku targały mną emocje. Bałem się. Każdy z nich wysportowany, lecz ja też niczego sobie. Przez parę minut mierzyliśmy się wzrokiem. Równo przede mną stał Max, po jego lewej Peter, a prawej Jake. Nie będzie łatwo z nimi, nie będzie..
- Pozwoliłeś im pójść! - powiedział rozdrażniony Peter
- Mówiłem wam coś. - warknąłem
- Curly, czyżbyś zmiękł? - zapytał Max
Chłopak spojrzał mi w oczy, lecz ja nie dałem zawładnąć sobą emocjami. Przy nim jednym umiałem się nawet uśmiechnąć. Mimo ,że Brain był tu wodzem, umiało się z nim dogadać samemu. Lecz nie wtedy gdy była reszta. Do tego on patrzył na mnie inaczej, nawet podobnie jak Louis..
- Nie. - rzekłem chłodno
- Chłopaki idźcie, muszę to załatwić sam. - powiedział Max
Jake i Peter bez słowa odeszli. Czyli zostało nas dwoje. Co on takiego kombinuje tym razem? Styles, ogarnij się. Musisz pokazać ,że jesteś silny.
- To o tego niebieskookiego chodzi? - zapytał
- Nie wiem o co ci chodzi. - odpowiedziałem obojętnie
- To przez tego skurwiela! - krzyknął
O nie! Nie ma prawa tak mówić o nim. Przecież on tu jest niewinny! Coś we mnie pękło od środka. Czułem jak wszystko rozpływa się po mnie w tempie natychmiastowym.
- Jeszcze raz go kurwa tak nazwiesz, to nie ręczę za siebie. - warknąłem
Max złapał mnie za żuchwę. Co spowodowało ,że nie mogłem się odsunąć od niego choćby na centymetr lub nawet milimetr.. Był za silny jak na mnie. Kurwa!
- Skurwiel, kurwa, szmata, dziwkarz, mam wymieniać dalej? - zapytał słodko
- Kurwa, przesadziłeś! - krzyknąłem
Zamachnąłem ręką, lecz niestety on był szybszy. Złapał mnie za dłoń ściskając ją niemiłosiernie. A twarz przybliżył do mojej. Zrezygnowany zakląłem pod nosem i spuściłem głowę. Niestety to był błąd. Po chwili jego usta naparły na moje. Co?! Byłem słaby..
Pierwszy odwzajemniłem, kolejny również. A przed oczami ukazał mi się Tommo jak płaczę. Co spowodowało ,że spłynęła łza po moim policzku i zebrałem siłe by odepchnąć od siebie. Udało się. Był parę kroków ode mnie, a za nim już Petter i Jake.
- Pożałujesz ,że wybrałeś jego. - powiedział - Chłopaki, jest wasz. - dodał
- Ale on jest z nami. - powiedział Jake
- Wiem, ale złamał zasade. - uśmiechnął się jak to miał z zwyczaju i odszedł
Oboje podeszli do mnie i wymierzyli mi w brzuch. Obroniłem się, lecz potem było gorzej. Stark z jednej strony, High z drugiej. Nie byłem w stanie już tylu uderzeń obronić. Raz w żebra, raz w skroń, potem już nie liczyłem obrażeń.
Jak zauważyli ,że jeszcze mam siłe by dojść do domu to dali sobie spokój. Pater odszedł, a został sam Jake. Chce mnie dobić, zapraszam.
- Mam nadzieje, że warto było złamać zasadę. - powiedział
- Było warto. - odpowiedziałem
Chłopak tylko przyjrzał mi się i odszedł. Nie byłem już w stanie sprawdzić jak wyglądam. Do tego siły na zajęcie znikły po tym. Będę musiał wytłumaczyć się panu czemu mnie nie było.
Byłem już w połowie drogi do domu. Wszystko niemiłosiernie bolało, jak by odrywało się od kości lub nie wiem co. Styles, jesteś silny dasz rade. Przecież zawsze może być gorzej. Pamietaj ,że zrobiłeś to w słusznej sprawie, dla niego..
Jak oni mnie zobaczą to nie dadzą mis pokoju. Do tego mały Oli będzie się bał, a mama zakatuje mnie pytaniami.
- Jeszcze kawałeczek i już będziesz w domu. - wyszeptałem
Wiele osób by teraz nie ruszyło się. Nawet nie wytrzymało takiego ataku, lecz nie ja. Na zajęciach na których dzisiaj mnie nie będzie tego uczy. Jak się bronić, bić, jak wytrzymać ból i dać sobie rade. Jak hartować ciało. Co jest bardzo przydatne.
Minąłem furtkę i powolnym krokiem poczłapałem do drzwi. Od razu potem zaś otwierając je spróbowałem nie wydawać żadnego hałasu. Bo może Oliver spać, lub mogą oni rozmawiać.
- Hiarry! - krzyknął maluch jak tylko wyszedł z salonu
Po chwili przytulił się do moich nóg, co mnie ucieszyło. Wziąłem powoli małego na ręce opierając się o ścianę. Powoli zjechałem w dół siadając na ziemi. Maluch od razu wtulił się we mnie, a ja jęknąłem cicho z bólu.
- Boże, Styles ty idioto! - piskliwy głos dotarł do moich uszu
Spojrzałem w stronę wydanego pisku. Od razu moim oczom ukazała się pędząca do mnie Perrie z opatrunkiem i wodą utlenioną. Za nią zaś Liam i Louis. Nie byli zadowoleni. tylko przerażeni.
- Mówiłem ,że załatwię sprawę. Załatwiona. - uśmiechnąłem się delikatnie
Dziewczyna przytuliła się do mnie i Oliver'a delikatnie rozpłakując się na dobre. Biło od niej ciepło, co kojąco działało na ból.
- Harry.. - wyszeptała znana mi osoba
Podniosłem powoli głowę. A moim oczom ukazał się..
Uwaga:
Wczoraj był dzień dziecka, więc macie taki spóźniony prezent ode mnie. c: + MACIE pytanie do bohaterów? Zapraszam na - ask.fm/QuestionsToHeroes na wszystkie pytania odpowiedzą
Wiem ,że zawaliłam z tym rozdziałem bo nie ma nic nowego, a wiele osób domyślało się gdzie oni będę i u kogo. Czy ja muszę być aż tak przewidywalna?! Niestety tak..
DZIĘKUJĘ ZA 12 KOMENTARZY. I tak jak zawsze 10 i w górę ,a będzie nowy rozdział c:
No i oczywiście spóźnione WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DZIECKA! :D
~Panda
A no właśnie ten numer! I do tego ten głos.. Wyjąłem powoli telefon i spojrzałem na niego. Hmm, kogo to może być numer.
- Louis, wszystko okey? - zapytał mnie
Byliśmy już w taksówce. Do tego też były korki, takie szczęście.
- Tak, tylko możesz sprawdzić kogo ten numer? - poprosiłem
Przyjaciel wziął ode mnie telefon i zaczął sprawdzać go. Wyglądał na strasznie skupionego gdy naciskał numerki na klawiaturze, co sprawiło ,że zacząłem się śmiać.
- Czy pan ma ADHD? - zapytał Liam
- Nope. - śmiałem się jeszcze bardziej
- Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu, - powiedział nie zadowolony chłopak
Po jego słowach taksówka się zatrzymała. Czyli jesteśmy już na właściwym miejscu. Powoli wysiadłem z samochodu płacąc mężczyźnie. Z przyjacielem wyjęliśmy swoje bagaże i podziękowaliśmy. Dom przed nami był duży jak i na zewnątrz było widać ,że zadbany.
- Ej, może zadzwonić do tej pani czy przypadkiem nie pomyliliśmy adresu? - zapytał Liam
- Dobry pomysł. Lecz ty dzwoń. - wypiąłem język
- Niech ci będzie. A ty zapytaj czy tu mieszka. - odpowiedział
- Albo lepiej chodźmy razem. - pociągnąłem go za ramie
Podeszliśmy do drzwi, a Liam przy okazji zaczął rozmawiać z kobietą u której mieliśmy mieszkać. Nie pewnie zapukałem i czekałem aż nam otworzy. Drzwi były z ciemnego drewna lub tylko pomalowane w jego kolorze. Do tego wielkie okna dodawały uroku temy domu.
- Perrie, otwórz to pewnie ci nowi. - krzyknął ktoś
- Boże, jak byś ty cioto nie mógł. - odparł kobiecy głos
Hm, czyli jak widać to tu. Lecz zawsze można jednak zapytać, bo tu może być inna wymiana i co wtedy będzie? Nic, będziemy szukać dalej. Ewentualnie zadzwonimy do naszej szkoły czy to jednak nie pomyłka.
- Tak to tu. - powiedział przyjaciel
- Jednak wole sie upewnić. - rzekłem spokojnie
Drzwi się przed nami otworzyły ukazując młodą blondynkę z różowymi końcówkami o śniadej cerze. Czy ty ona to Anne Cox? Do tego wzrok jej ciągłe świrował na mnie. Jak by chciała sobie coś przypomnieć, ale za skarby świata nie mogła. Wyglądało to dość komicznie.
- Czy ty jesteś Anne Cox? - zapytałem
- Oj, nie. Ciocia będzie dopiero potem. - powiedziała z delikatnym uśmiechem
- Jestem Louis Tomlinson, a obok mnie to Liam Payne. Przyjechaliśmy tu na wymianę. - w jej oczach od razu było widać przerażenie
- No to witam, właśnie na was czekaliśmy. Jestem Perrie. - oprzytomniała od razu
Odsunęła się byśmy mogli wejść do środka. Rozejrzałem się po domu. Był on świetnie urządzony, na pierwszy rzut oka oczywiście. Spodobało mi się tu. Coś dla mnie na przyszłość. Tylko ciekawe czy dożyję.
- Perrie, kto przyszedł? - zapytał znajomy głos
Zacząłem go chwilę analizować. Podobny
- Styles, zamknij się i pilnuj Oliver'a. - warknęła
[Muzyka]
Cała ta sytuacja wydała się dziwna, a nawet bardzo dziwna. Chwila! STYLES.. Ha.. Haa. Harry.. Od razu zbladłem, tak samo jak mój przyjaciel. Serce zaczęło niemiłosiernie boleć i szybciej bić jak bym przebiegł maraton. Boże.. Czemu akurat tu?! Do tego, on ma dziecko? On ma dziecko? On ma dziecko. Ma dziecko..Przyjaciel stanął obok mnie. Patrzył się na mnie zmartwionym wzrokiem. Chyba już zdawał sobie sprawę co teraz będzie się działo.
- Perrie, mogę go zaprowadzić by gdzieś usiadł? - zapytał opanowany
- Tak, za mna. - powiedziała zdenerwowana
Dziewczyna ruszyła, a Liam złapał mnie za ramiona bym nie upadł. Ledwo robiłem jakieś kroki, nie wiedziałem ,że ta sytuacja nabierze takiego obrotu. Chyba już gorzej być nie może. Oj, a chyba jednak może być..
- Oliver, wracaj tu. - Harry'ego głos utkwił mi w głowie
Pare sekund, a przede mną stanął mały chłopiec. Kręcone włosy, wielkie zielone oczy. Mały Harry.. Od razu po nim pokazał się on.. Jednym ruchem wziął malucha na ręce. Byłem pewny ,że te szepty pod jego nosem to przekleństwa..
- Styles, weź idź do kuchni z nim. - powiedziała Perrie
Po jej słowach nie było nic. Tylko ciemność. Ostatnie co usłyszałem to stłumiony krzyk loczka. Obym tym razem nie wylądował w szpitalu, błagam...
***
- Harry, dzwoń po karetkę! - krzyk Perrie obił się po kuchniWziąłem szybko telefon i przybiegłem do salonu z bratem na rękach. To co zobaczyłem, wytrąciło mnie z równowagi. Louis leżący na kanapie, nie ruszający się.. A bok niego Liam, sprawdzający czy z nim wszystko okey.
- Nie dzwoń. Zemdlał, ale jest okey. Powinien się zbudzić za 10 minut. - powiedział chłopak spokojnie
- Dobrze. Perrie, weźmiesz małego? - zapytałem przyjaciółkę
- Oczywiście. - uśmiechnęła się
Podałem jej Oliver'a, który od razu wtulił się do niej. Liam zaś siedział przy Louis'ie nic nie mówiąc, jak by zignorował całą sytuacje. Ucałowałem małego i poszedłem na górę po paczkę papierosów. Były tam gdzie je położyłem. Zadowolony ruszyłem na balkon z drugiej strony domu. Dzięki czemu nikt tego nie widział. Ja, balkon, ogród i spokój.
Niestety nie trwało to długo. Już po zapaleniu jednego moją głową zawładnął Louis. Niby tyle go nie widziałem, a jednak wszystko wróciło.. Do tego pewnie z małym wyglądałem tak jak bym był jego ojcem, a taka nie była prawda. To tylko mój brat.
Kończąc już drugiego, poczułem rękę na swoim ramieniu. Co spowodowało ,że ciarki mnie przeszły. To na pewno nie Edwards, nie przyszła by z maluchem tu gdy pale. Nie Louis, więc Payne. Zacznie się.
Jednym ruchem odwróciłem sie do niego z fajkiem w dłoni. Nie będzie to miła rozmowa. Z nim? Prze nigdy taka nie będzie.
- Tak? - zapytałem
- Nie martw się. Wieczorem załatwie by nam zmienili miejsce pobytu. - powiedział
- Nie musicie. Mnie i tak w domu często nie ma. - przygasiłem końcówkę - Więc nie będziecie mnie widywać. A Edwards was oprowadzi po szkole. - dodałem
Chłopak popatrzył na mnie z politowaniem. Chyba zauważył ,że jednak się zmieniłem. Wcześniej, a raczej w tak krótkim czasie byłem taki kruchy, wrażliwy itp. A teraz? Papieros w ręku, obojętność w oczach. Lecz dalej widok Louis'a działa na mnie tak jak zawsze..
- Czy Oliver, to twój syn? - zapytał mnie
Od razu wybuchłem śmiechem. Wiedziałem ,że o to może zapytać. Zwłaszcza on.
- Nie. To tylko mój brat. - powiedziałem już spokojnie, bez śmiechu
- Czyli ta blondynka mówiła racje. - odparł
- Perrie, nie jakaś blondynka. - warknąłem - Ona wam pokaże pokoje. - dodałem po chwili
- Zmieniłeś się.. - wyszeptał
- Wiem i to nawet lepiej. - rzekłem obojętnie
Liam już nic nie powiedział, tylko poszedł sobie. W duchu cieszyłem się nawet. Nawet jak by chciał mnie pobić, to tym razem by mu się nie udało. Do tego to ja mam władzę. Nie on.
- Hiarry.. - usłyszałem głos małego
Spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem. Hm, ciekawe jak tu wlazł, drzwi od pokoju były zamknięte. Oh, to pewnie Perrie mu pomogła.
- Tak? -zapytałem
- Kim sią tie osioby?
- To ci nowi uczniowie na wymianę. - uśmiechnąłem się
Wziąłem małego za rękę i zszedłem z nim na dół. Była już moja mama, a obok niej siedziała Perrie. Pewnie powiedziała jej o całej sytuacji. Nie dziwie się, jednak to nawet lepiej ,że wie.
- Z Louis'em już dobrze. - powiedziała przyjaciółka gdy mnie zobaczyła
- To się cieszę. Teraz poszli odpocząć, tak? - zapytałem
- Tak. Zaprowadziłam ich do pokoju. - odpowiedziała
- Harry, przecież ty to miałeś zrobić. - powiedziała moja mama
Spojrzałem na nią spokojnie. Oliver puścił moją dłoń i podszedł do mamy cicho ziewając. Jak widać zachciało mu się spać. Po nim ja ziewnąłem pod nosem by nie usłyszeli inni. Rodzicielka wzięła małego i zaniosła do pokoju tuląc go do siebie.
Dziewczyna wstała i wraz ze mną zaczęła iść w stronę drzwi. Czyli teraz zostałem sam.
- Dziękuję. - powiedziałem
- Nie ma za co. - uśmiechnęła się
- Mam nadzieje ,że jutro jakoś ich oprowadzisz. Wiesz.. - zacząłem
- Harry tylko nie mów ,że.. - przerwała mi nie kończąc swojej wypowiedzi
- Muszę, znasz zasady. Obiecaj ,że odciągniesz ich najdalej ode mnie. - poprosiłem - Do tego będą chodzić do twojej klasy. - dodałem
- Dobrze, ale jak coś ci się stanie lub komuś to po tobie. - powiedziała
Uśmiechnąłem się i pożegnałem się z przyjaciółką. Było widać ,że martwiła się o mnie jak by była moją matką. Do tego zapomniałem dodać była starsza ode mnie. Więc nie dziwie się.
Padnięty wróciłem do pokoju i walnąłem się na łóżko. Ten dzień nie mogłem zaliczyć do udanych, chociaż teraz jak na to patrze mam Louis'a blisko. A nawet same patrzenie wystarczy mi.
Rano obudził mnie budzik. Czyli koniec wylegiwania w łóżku i spania. Boże, ile bym dał na 2 godzinki snu.. Poirytowany wstałem. Szybko wziąłem świeże ubrania i poleciałem do łazienki wziąć prysznic. Ciepła woda poprawiła mi humor i ogarnęła w miarę możliwości. Przemyłem twarz zimną wodą, umyłem zęby i poprawiłem swoje włosy , które i tak tańczyły po mojej głowie. Ubrany w białą koszulkę i szare dresy wyszedłem z łazienki. Po drodze wziąłem jeszcze plecak z rzeczami i zbiegłem na dół do kuchni.
- Hiarry! - krzyknął malec jak tylko zobaczył mnie
- Hej Oli. - zaśmiałem się
Uśmiechnięty podszedłem do niego i ucałowałem w policzek. Do tego czułem wzrok innych na sobie. Przy stole byli już wszyscy. Louis, Liam, malec i mama.
- Zaprowadzisz małego do przedszkola? - zapytała Anne
- Dobrze, tylko potem będzie problem. Bo mam zajęcia i odebrać go nie moge. - powiedziałem
- Rozumiem. Jak dobrze ,że z Perrie rozmawiałam na ten temat wieczorem. Więc nie martw się. Odbierze małego. - uśmiechnęła się mama
- Ale ja cie ,żieby Harry to źrobił. - Oli odezwał się
Spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem do niego. Jaki on kochany.
- Ciocia Perrie cie odbierze, a potem zajdziecie po mnie z chłopakami, co ty na to? - zapytałem malucha
Przyjaciółka z maluchem przez taki krótki czas dobrze się zgrali, co cieszyło mnie to. Wiedziałem ,że teraz ona mi pomoże z Oliver'em.
- Tiak! - odparł uradowany
- Na taką reakcje liczyłem. - zaśmiałem się
Liam z Louisem nic nie mówili. Pewnie i tak nie przyjdą tylko wrócą do domu po lekcjach. Lecz co mi tam, nie chcą nie muszą.
Po paru minutach siedzenia wszyscy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wziąłem małego za rączkę i założyłem plecak na ramie. To za pewnie Edwards, jak zawsze punktualna.
- Harry, nawet nic nie zjadłeś. - usłyszałem cichy głos Louis'a
Mimo wolnie spojrzałem na niego. Patrzył on na ziemie, a raczej podziwiał swoje buty. Miał na sobie bluzkę białą w czerwone paski i czarne rurki. Czyli jego zwyczajny ubiór.
- Nie jestem głodny. - opowiedziałem
Podszedłem do drzwi otwierając je od razu. Dziewczyna wpadła mi w ramiona śmiejąc się. Czyli ona też miała dobry humor? Jak widać tak.
- Ciocia! - krzyknął - A wieś ,żie odbieraś mnie? - zapytał maluch
- Wiem. - uśmiechnęła się i ucałowała małego w policzek - Ciociu, o tej co wczoraj mówiłaś?
- Tak i dziękuję ci kochanie. - postała dziewczynie ciepły uśmiech
Po wszystkim Oli został odprowadzony do przedszkola, a my już byliśmy na miejscu. Całą drogę przyjaciółka karciła mnie za to ,że zadaje się z nimi. Do tego widziała ,że mogę oberwać za nic od nich jak i oni ode mnie.
- No to miłego dnia. - powiedziałem
- Nawzajem. - powiedzieli razem Liam z Louis'em
Przyjaciółka rzuciła się na mnie przytulając. Boże, czy ona tak musi przy nich? Wiem ,że się martwi. Lecz czasem tego aż za dużo!
- Uważaj na siebie. - wyszeptała
- Tak kochana. - roztrzepałem jej włosy i ruszyłem
- Ciołku! - jeszcze przed zakrętem usłyszałem jej piskliwy głos
[Muzyka]
W duchu się śmiałem jak małe dziecko lecz na zewnątrz byłem jak najbardziej opanowany. Będąc już na miejscu zobaczyłem Max'a Brain, Peter'a Stark i Jake'a High. Pierwszy z nich blondyn w szarych dresach i szarej koszulce. Obok niego Peter podobnym ubraniu do kolegi i Jake w rurkach i białej koszulce jak ja. Wszyscy trzej byli do siebie bardzo podobni, lecz tylko z wyglądu, nie charakteru. Brain był blondynem o niebieskich oczach, zaś Stark szatynem o miodowym spojrzeniu. High zaś jasnym blondynem o zielonawych oczach. Na początku mojej znajomości z nimi nie było łatwo. Lecz dałem rade, wystawili mnie na próbę jak i większość chłopaków tutaj. Mimo wszystko dałem rade.- Czyli to u ciebie są ci nowi Curly? - zapytał Max
Spojrzałem na niego obojętnie. Nie mogłem przy nich okazać jakich kolwiek uczuć. Inaczej zaczną coś podejrzewać, a tego nie chce.
- Tak. - odpowiedziałem
- Trzeba będzie im pokazać kto tu rządzi. - żachnął się Jake
- Racja. - pochwalił go Pater
Słyszałem wszystko, aż się we mnie gotowało od środka. Lecz co ja mogłem zrobić? Teraz już niestety nic. jedynie wybić im to z głowy.
- Nie radze. Payne jest dość silny, jak wam mówiłem wcześniej to z nim się biłem. A Tomlinson umie się bić, lecz ma słabe serce. - mówiłem spokojnie
- Curly nie martw się. Pobawimy się. - uśmiechnął się Max
- Obyście tego nie żałowali. - powiedziałem
Lecz i tego sie obawiałem. Oni nie dadzą tak łatwo odpuścić spuszczenia łomotu nowym. Do tego nie mogłem na to pozwolić. Liam by sobie dał rade, ale Louis nie.. A trzech na dwóch to i przegrana..
Skończyły się lekcje, a ja dalej miałem przed oczami rozmowe z chłopakami na początku dnia. Nie mogłem pozwolić by jednak coś im się stało gdy tam ci zaatakują. Em.. Wziąłem telefon w dłoń i zaczęłam szukać numer Perrie. Musiałem jej to powiedzieć jak najszybciej.
Do Perrie c:
Bierz ich szybko ze szkoły. Max, Petter i Jake chcą się zabawić. Tak jak ze mną na początku.
Nie musiałem czekać długo, już po dwóch minutach poczułem wibracje.
Od Perrie c:
Niestety za późno! Harry, błagam szybko. Słyszę ich śmiech.. Harry.
Zacząłem szybko biec. Tyle ile sił miałem w nogach. Z drugiego piętra na pierwsze. I pędem znowu na dół, byle by dotrzeć na parter. Serce biło jak oszalałe, do tego prawie się nie wywaliłem. Nie mogą ich pobić, nie mogą, nie mogą!
Został mi tylko zakręt i gotowe. W pare sekund minąłem go. Moim oczom ukazała się Perrie, a przed nią chłopaki. Oczywiście Liam i Louis. Podbiegłem do niej, a ona rzuciła się na mnie wtulając się. Czyli zostało mi pare sekund, ewentualnie minuta.
- Harry, co tu się dzieje? - zapytał Payn
- Nie pytaj głupio. Idźcie lepiej, ja to muszę załatwić. - powiedziałem spokojnie
- Ale Harry... - wyszeptała załamana przyjaciółka
Wyglądała jak by miała upaść.. Doskonale wiedziała co się stanie. Tylko teraz byłem jednym z nich, tych złych. Do tego jak to będzie wyglądać zależy ode mnie.
- Perrie, idź z chłopakami do domu. Albo nie, po Oliver'a. Dobrze? Ja tu się zajmę wszystkim... - zacząłem
- Nie możesz! - krzyknął Louis
Oboje z przyjaciółkom spojrzeliśmy na niego. Patrzył się na mnie ze strachem w oczach. Czyżby on się o mnie bał? Coś nie możliwe.
- Liam, weź go. Potem wam wyjaśnię. - wyszeptałem
Chłopak skinął głową i wziął BooBear'a pod ramie. Teraz liczyła się każda sekunda. Dziewczyna ucałowała mnie w czółko i poszła przodem, a za nią Liam. No to jedno z głowy.
Stałem przed nimi gotowy nawet na bójkę. Spokój malował się na mojej twarzy, lecz w środku targały mną emocje. Bałem się. Każdy z nich wysportowany, lecz ja też niczego sobie. Przez parę minut mierzyliśmy się wzrokiem. Równo przede mną stał Max, po jego lewej Peter, a prawej Jake. Nie będzie łatwo z nimi, nie będzie..
- Pozwoliłeś im pójść! - powiedział rozdrażniony Peter
- Mówiłem wam coś. - warknąłem
- Curly, czyżbyś zmiękł? - zapytał Max
Chłopak spojrzał mi w oczy, lecz ja nie dałem zawładnąć sobą emocjami. Przy nim jednym umiałem się nawet uśmiechnąć. Mimo ,że Brain był tu wodzem, umiało się z nim dogadać samemu. Lecz nie wtedy gdy była reszta. Do tego on patrzył na mnie inaczej, nawet podobnie jak Louis..
- Nie. - rzekłem chłodno
- Chłopaki idźcie, muszę to załatwić sam. - powiedział Max
Jake i Peter bez słowa odeszli. Czyli zostało nas dwoje. Co on takiego kombinuje tym razem? Styles, ogarnij się. Musisz pokazać ,że jesteś silny.
- To o tego niebieskookiego chodzi? - zapytał
- Nie wiem o co ci chodzi. - odpowiedziałem obojętnie
- To przez tego skurwiela! - krzyknął
O nie! Nie ma prawa tak mówić o nim. Przecież on tu jest niewinny! Coś we mnie pękło od środka. Czułem jak wszystko rozpływa się po mnie w tempie natychmiastowym.
- Jeszcze raz go kurwa tak nazwiesz, to nie ręczę za siebie. - warknąłem
Max złapał mnie za żuchwę. Co spowodowało ,że nie mogłem się odsunąć od niego choćby na centymetr lub nawet milimetr.. Był za silny jak na mnie. Kurwa!
- Skurwiel, kurwa, szmata, dziwkarz, mam wymieniać dalej? - zapytał słodko
- Kurwa, przesadziłeś! - krzyknąłem
Zamachnąłem ręką, lecz niestety on był szybszy. Złapał mnie za dłoń ściskając ją niemiłosiernie. A twarz przybliżył do mojej. Zrezygnowany zakląłem pod nosem i spuściłem głowę. Niestety to był błąd. Po chwili jego usta naparły na moje. Co?! Byłem słaby..
Pierwszy odwzajemniłem, kolejny również. A przed oczami ukazał mi się Tommo jak płaczę. Co spowodowało ,że spłynęła łza po moim policzku i zebrałem siłe by odepchnąć od siebie. Udało się. Był parę kroków ode mnie, a za nim już Petter i Jake.
- Pożałujesz ,że wybrałeś jego. - powiedział - Chłopaki, jest wasz. - dodał
- Ale on jest z nami. - powiedział Jake
- Wiem, ale złamał zasade. - uśmiechnął się jak to miał z zwyczaju i odszedł
Oboje podeszli do mnie i wymierzyli mi w brzuch. Obroniłem się, lecz potem było gorzej. Stark z jednej strony, High z drugiej. Nie byłem w stanie już tylu uderzeń obronić. Raz w żebra, raz w skroń, potem już nie liczyłem obrażeń.
Jak zauważyli ,że jeszcze mam siłe by dojść do domu to dali sobie spokój. Pater odszedł, a został sam Jake. Chce mnie dobić, zapraszam.
- Mam nadzieje, że warto było złamać zasadę. - powiedział
- Było warto. - odpowiedziałem
Chłopak tylko przyjrzał mi się i odszedł. Nie byłem już w stanie sprawdzić jak wyglądam. Do tego siły na zajęcie znikły po tym. Będę musiał wytłumaczyć się panu czemu mnie nie było.
Byłem już w połowie drogi do domu. Wszystko niemiłosiernie bolało, jak by odrywało się od kości lub nie wiem co. Styles, jesteś silny dasz rade. Przecież zawsze może być gorzej. Pamietaj ,że zrobiłeś to w słusznej sprawie, dla niego..
Jak oni mnie zobaczą to nie dadzą mis pokoju. Do tego mały Oli będzie się bał, a mama zakatuje mnie pytaniami.
- Jeszcze kawałeczek i już będziesz w domu. - wyszeptałem
Wiele osób by teraz nie ruszyło się. Nawet nie wytrzymało takiego ataku, lecz nie ja. Na zajęciach na których dzisiaj mnie nie będzie tego uczy. Jak się bronić, bić, jak wytrzymać ból i dać sobie rade. Jak hartować ciało. Co jest bardzo przydatne.
Minąłem furtkę i powolnym krokiem poczłapałem do drzwi. Od razu potem zaś otwierając je spróbowałem nie wydawać żadnego hałasu. Bo może Oliver spać, lub mogą oni rozmawiać.
- Hiarry! - krzyknął maluch jak tylko wyszedł z salonu
Po chwili przytulił się do moich nóg, co mnie ucieszyło. Wziąłem powoli małego na ręce opierając się o ścianę. Powoli zjechałem w dół siadając na ziemi. Maluch od razu wtulił się we mnie, a ja jęknąłem cicho z bólu.
- Boże, Styles ty idioto! - piskliwy głos dotarł do moich uszu
Spojrzałem w stronę wydanego pisku. Od razu moim oczom ukazała się pędząca do mnie Perrie z opatrunkiem i wodą utlenioną. Za nią zaś Liam i Louis. Nie byli zadowoleni. tylko przerażeni.
- Mówiłem ,że załatwię sprawę. Załatwiona. - uśmiechnąłem się delikatnie
Dziewczyna przytuliła się do mnie i Oliver'a delikatnie rozpłakując się na dobre. Biło od niej ciepło, co kojąco działało na ból.
- Harry.. - wyszeptała znana mi osoba
Podniosłem powoli głowę. A moim oczom ukazał się..
Uwaga:
Wczoraj był dzień dziecka, więc macie taki spóźniony prezent ode mnie. c: + MACIE pytanie do bohaterów? Zapraszam na - ask.fm/QuestionsToHeroes na wszystkie pytania odpowiedzą
Wiem ,że zawaliłam z tym rozdziałem bo nie ma nic nowego, a wiele osób domyślało się gdzie oni będę i u kogo. Czy ja muszę być aż tak przewidywalna?! Niestety tak..
DZIĘKUJĘ ZA 12 KOMENTARZY. I tak jak zawsze 10 i w górę ,a będzie nowy rozdział c:
No i oczywiście spóźnione WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DZIECKA! :D
~Panda
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
czwartek, 23 maja 2013
Rozdział 2
O boże, boże.. Serce jeszcze dalej szybko mi biło, a jego głos siedział w mojej głowie. Nie było z nim dobrze, tak samo jak ze mną. Czemu jednak zadzwoniłem, mogłem tego nie robić.. Brakuje mi jego uśmiechu, tego ciepłego uścisku, tych delikatnych ust.. On dalej tak na mnie działał. Harry, uspokój się, nie cofniesz czasu. Przecież to i tak nic nie da. Zwłaszcza rozpamiętywanie.Tylko będzie większy ból, co przywoła więcej łez i cierpienia, a tego nie chciałem. Zwłaszcza teraz. Do tego ci dwaj z wymiany. Może jednak wszystko nie jest takie złe i szczęście pomoże mi. W co jednak wątpię. Lecz nigdy nie wiadomo.
Spojrzałem na zdjęcie w moim telefonie. Był na nim uśmiechnięty Louis. Te błyszczące oczy i ten uśmiech.. Kochałem, kocham i będę kochać zawsze.
Przebrałem się i wszedłem pod kołdrę. Teraz to już pewnie nie zasnę, przez tą sytuacje zwłaszcza.. Powoli przymknąłem oczy z nadzieją ,że się uda. Miałem szczęście, udało się. Po krótkim czasie odpłynąłem niespokojny w kraine morfeusza.
Następny dzień był zupełnie nudny. Perrie musiała iść gdzieś tam i tam gdzieś i w tyle miejsc ,że nie chciało mi się ruszać z domu. Boże ta dziewczyna miała motorek w tyłku, na pewno! Boże, czasami się zastanawiam skąd ona ma tyle siły. Lecz zresztą nie ważne, chociaż zazdrościłem jej tego. Jak można wytrzymać tyle w sklepach i latać po szkole w góre i w dół. To dla mnie coś okropnego.
Wyciągałem właśnie kolejnego papierosa i zaciągałem się dymem. Miętowa woń rozchodziła się po moich płucach uspokajając mnie. Zabija, a jednak to coś dobrego. Chociaż trzeba będzie nie długo rzucić to 'świństwo' jak to mówi Edwards.
- Synku! - usłyszałem z dołu
- Chwila! - szybko odpowiedziałem
Schowałem rzeczy i zrobiłem poranną toaletę która trwała coś szybko jak na mnie. Od przybycia tutaj moje relacje z mamą minimalnie się poprawiły. Chociaż dalej miałem kontakt z ciocią, która zawsze mówiła ,że pusto tam beze mnie. To takie miłe ,że tak mówi.
- Jestem. - rozległ się mój głos
Mama właśnie stała w kuchni z małym chłopcem. Miał on loczki jak ja. Wyglądał na 4 lata lub mniej, lecz sam nie mogłem tego rozróżnić. Zaciekawiony podszedłem bliżej do niego, czując wzrok mamy na sobie. Co ten chłopiec tu robił? Powoli kucnąłem przed nim, a raczej usiadłem na ziemi.
- Hej mały, jestem Harry. - powiedziałem z uśmiechem wystawiając rękę w jego stronę
- Ćeść, jeśtem Olivier.- odpowiedział maluch i uścisnął moją rękę
Spojrzałem na rodzicielkę i wstałem z ziemi. Teraz albo nigdy. Spojrzałem w oczy Olivier'owi, miał takie intensywne zielone.. Jak ja..
- Mamo, kim ten chłopiec jest? - zapytałem
- To.. To.. - zaczęła się denerwować
Niestety zapukał ktoś, a ja poleciałem na góre zamykając się w pokoju. Czy ja o czymś nie wiedziałem? Usiadłem powoli na łóżku i zamknąłem oczy. Od razu pojawił mi się obraz Oliver'a. Boże, co tu się dzieje..
Po 15 minutach usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nie miałem ochoty z nikim gadać, ani widzieć. Lecz pukanie dalej było.
- Co chcesz? - zapytałem oschle
- Psiepraszam. - powiedział chłopięcy głos i tupot oddalających się nóżek
Szybko wstałem i otworzyłem drzwi. Za co on mnie przeprasza? Zobaczyłem maluchach na schodach.
- Ej, Oli choć tu. - powiedziałem
Chłopiec od razu na mnie spojrzał i uśmiechnął się. Co sprawiło ,że również uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Maluch od razu znalazł się naprzeciw mnie, a ja go wziąłem do pokoju.
Do końca dnia chłopczyk był u mnie. Bawiliśmy się, lub siedzieliśmy w cichy. To było coś zadziwiającego. Takie małe dziecko, a jednak spokojne i takie kochane. Gdy pod koniec dnia zrobiło mi się smutno, sam mnie przytulił. Przecież to ja powinienem go tulić i zabawiać, ale wyszło jak wyszło. Na pewno cieszyłem się z tego ,że sam tego dnia nie spędziłem. Tylko w towarzystwie tego szkraba.
- Mamo, Oli śpi. - wyszeptałem trzymając go na rękach
Rodzicielka delikatnie wzięła go ode mnie patrząc mi w oczy. Chyba teraz już wiadome było ,że to moja rodzina, ale jak to mogło być? Nie miałem nawet jak zapytać o to mame. A wcześniej mi nie powiedziała, więc teraz tym bardziej nie powie.
- Dobranoc mamo, - wyszeptałem odwracając się
- Harry.. - wymamrotała
Niestety już byłem na górze i wchodziłem do pokoju. Musiałem to wszystko przemyśleć na spokojnie. Padnięty położyłem się na łóżko i przymknąłem oczy. Taki mętlik miałem w głowie..
Nim sie zorientowałem, moje powieki już do końca opadły, a ja odpłynąłem w krainę spokoju i szczęścia. O tak, tego miejsca było mi trzeba.
- Harry.. - usłyszałem kogoś spokojny głos
- Nie no, ja chce jeszcze pospać.. - jęknąłem
Od razu kołdrę nasunąłem na głowę i zapragnąłem dalej spać. Niestety nie było mi to dane. Po chwili poczułem jak coś siada na mnie. Tylko nie to. Szybkim ruchem przewróciłem się na drugą stronę. Co spowodowało ,że osoba spadła na pupę tuż obok mnie.
- Styles! - znajomy pisk rozległ się
Wybuchłem śmiechem. Boże, co ona wyprawiała. Śmiałem sie i wierciłem po łóżku, nie mogąc się uspokoić. Jedna istota mogła wprawić mnie w taki stań, coś zadziwiającego.
- Idiota. - powiedziała
Spojrzałem na nią, a ona wywróciła teatralnie oczami. Delikatnie dźgnąłem ją w policzek. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Jak ja ją uwielbiam.
- Dobra jak już jesteś to zrób mi śniadanie. - puściłem jej oczko - A ja pójdę się ubrać i ogarnąć. - dodałem
- A co ja jestem? - zapytała mnie
- Osobista pani od kanapek. Tylko nie za dużo masła. - wyszczerzyłem się
Szybko wstałem biorąc świeże rzeczy i pognałem do łazienki. Przypominając sobie wydarzenie z wczoraj. Oliver.. Tylko czy Perrie już go widziała i czy moja mam powiedziała jej..
Szybki prysznic ogarnął mnie i uspokoił. Do tego już ubrany i gotowy zszedłem na dół widząc przyjaciółkę w kuchni. Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiech od razu pojawił się na jej buzi.
- A wiesz ,że po twoim salonie chodzi mała kopia ciebie? - zapytała uśmiechając się szerzej
- Wiem. - odpowiedziałem
- I ty mi nic nie mówisz?
- Dowiedziałem się wczoraj. - wymamrotałem uśmiechając się delikatnie - Oli, choć tu do nas. - zawołałem chłopca
Maluch po paru minutach pojawił się w kuchni. Zadowolony wziąłem go na ręce, a na co przyjaciółka zrobiła krótkie 'awwwww'. Ona to umie zrobić w dobrym momencie.
- A więc zapoznajcie się. Oliver, to jest Perrie. Moja przyjaciółka. Perrie, to Oliver mój brat. - spojrzałem na nią
Chłopczyk od razu się do niej uśmiechnął wystawiając rączkę na przywitanie. Edwards od razu delikatnie złapała za nią. Już byłem pewny ,że się polubią.
Uwaga:
No to witam z rozdziałem 2! Jak zauważyliście jest Sezon pierwszy i Sezon drugi w okładkach, więc zapraszam do patrzenia i czytania.
Więc chciałam napisać ,że cieszę się z 11 komentarzy i mam nadzieje ,ze bedzie ich więcej. 10 komentarzy w górę i nowy rozdział, tak jak zawsze c:
Miłego czytania i czekam na wasze szczere opinie :)
~Panda
Spojrzałem na zdjęcie w moim telefonie. Był na nim uśmiechnięty Louis. Te błyszczące oczy i ten uśmiech.. Kochałem, kocham i będę kochać zawsze.
Przebrałem się i wszedłem pod kołdrę. Teraz to już pewnie nie zasnę, przez tą sytuacje zwłaszcza.. Powoli przymknąłem oczy z nadzieją ,że się uda. Miałem szczęście, udało się. Po krótkim czasie odpłynąłem niespokojny w kraine morfeusza.
Następny dzień był zupełnie nudny. Perrie musiała iść gdzieś tam i tam gdzieś i w tyle miejsc ,że nie chciało mi się ruszać z domu. Boże ta dziewczyna miała motorek w tyłku, na pewno! Boże, czasami się zastanawiam skąd ona ma tyle siły. Lecz zresztą nie ważne, chociaż zazdrościłem jej tego. Jak można wytrzymać tyle w sklepach i latać po szkole w góre i w dół. To dla mnie coś okropnego.
Wyciągałem właśnie kolejnego papierosa i zaciągałem się dymem. Miętowa woń rozchodziła się po moich płucach uspokajając mnie. Zabija, a jednak to coś dobrego. Chociaż trzeba będzie nie długo rzucić to 'świństwo' jak to mówi Edwards.
- Synku! - usłyszałem z dołu
- Chwila! - szybko odpowiedziałem
Schowałem rzeczy i zrobiłem poranną toaletę która trwała coś szybko jak na mnie. Od przybycia tutaj moje relacje z mamą minimalnie się poprawiły. Chociaż dalej miałem kontakt z ciocią, która zawsze mówiła ,że pusto tam beze mnie. To takie miłe ,że tak mówi.
- Jestem. - rozległ się mój głos
Mama właśnie stała w kuchni z małym chłopcem. Miał on loczki jak ja. Wyglądał na 4 lata lub mniej, lecz sam nie mogłem tego rozróżnić. Zaciekawiony podszedłem bliżej do niego, czując wzrok mamy na sobie. Co ten chłopiec tu robił? Powoli kucnąłem przed nim, a raczej usiadłem na ziemi.
- Hej mały, jestem Harry. - powiedziałem z uśmiechem wystawiając rękę w jego stronę
- Ćeść, jeśtem Olivier.- odpowiedział maluch i uścisnął moją rękę
Spojrzałem na rodzicielkę i wstałem z ziemi. Teraz albo nigdy. Spojrzałem w oczy Olivier'owi, miał takie intensywne zielone.. Jak ja..
- Mamo, kim ten chłopiec jest? - zapytałem
- To.. To.. - zaczęła się denerwować
Niestety zapukał ktoś, a ja poleciałem na góre zamykając się w pokoju. Czy ja o czymś nie wiedziałem? Usiadłem powoli na łóżku i zamknąłem oczy. Od razu pojawił mi się obraz Oliver'a. Boże, co tu się dzieje..
Po 15 minutach usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nie miałem ochoty z nikim gadać, ani widzieć. Lecz pukanie dalej było.
- Co chcesz? - zapytałem oschle
- Psiepraszam. - powiedział chłopięcy głos i tupot oddalających się nóżek
Szybko wstałem i otworzyłem drzwi. Za co on mnie przeprasza? Zobaczyłem maluchach na schodach.
- Ej, Oli choć tu. - powiedziałem
Chłopiec od razu na mnie spojrzał i uśmiechnął się. Co sprawiło ,że również uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Maluch od razu znalazł się naprzeciw mnie, a ja go wziąłem do pokoju.
Do końca dnia chłopczyk był u mnie. Bawiliśmy się, lub siedzieliśmy w cichy. To było coś zadziwiającego. Takie małe dziecko, a jednak spokojne i takie kochane. Gdy pod koniec dnia zrobiło mi się smutno, sam mnie przytulił. Przecież to ja powinienem go tulić i zabawiać, ale wyszło jak wyszło. Na pewno cieszyłem się z tego ,że sam tego dnia nie spędziłem. Tylko w towarzystwie tego szkraba.
- Mamo, Oli śpi. - wyszeptałem trzymając go na rękach
Rodzicielka delikatnie wzięła go ode mnie patrząc mi w oczy. Chyba teraz już wiadome było ,że to moja rodzina, ale jak to mogło być? Nie miałem nawet jak zapytać o to mame. A wcześniej mi nie powiedziała, więc teraz tym bardziej nie powie.
- Dobranoc mamo, - wyszeptałem odwracając się
- Harry.. - wymamrotała
Niestety już byłem na górze i wchodziłem do pokoju. Musiałem to wszystko przemyśleć na spokojnie. Padnięty położyłem się na łóżko i przymknąłem oczy. Taki mętlik miałem w głowie..
Nim sie zorientowałem, moje powieki już do końca opadły, a ja odpłynąłem w krainę spokoju i szczęścia. O tak, tego miejsca było mi trzeba.
- Harry.. - usłyszałem kogoś spokojny głos
- Nie no, ja chce jeszcze pospać.. - jęknąłem
Od razu kołdrę nasunąłem na głowę i zapragnąłem dalej spać. Niestety nie było mi to dane. Po chwili poczułem jak coś siada na mnie. Tylko nie to. Szybkim ruchem przewróciłem się na drugą stronę. Co spowodowało ,że osoba spadła na pupę tuż obok mnie.
- Styles! - znajomy pisk rozległ się
Wybuchłem śmiechem. Boże, co ona wyprawiała. Śmiałem sie i wierciłem po łóżku, nie mogąc się uspokoić. Jedna istota mogła wprawić mnie w taki stań, coś zadziwiającego.
- Idiota. - powiedziała
Spojrzałem na nią, a ona wywróciła teatralnie oczami. Delikatnie dźgnąłem ją w policzek. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Jak ja ją uwielbiam.
- Dobra jak już jesteś to zrób mi śniadanie. - puściłem jej oczko - A ja pójdę się ubrać i ogarnąć. - dodałem
- A co ja jestem? - zapytała mnie
- Osobista pani od kanapek. Tylko nie za dużo masła. - wyszczerzyłem się
Szybko wstałem biorąc świeże rzeczy i pognałem do łazienki. Przypominając sobie wydarzenie z wczoraj. Oliver.. Tylko czy Perrie już go widziała i czy moja mam powiedziała jej..
Szybki prysznic ogarnął mnie i uspokoił. Do tego już ubrany i gotowy zszedłem na dół widząc przyjaciółkę w kuchni. Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiech od razu pojawił się na jej buzi.
- A wiesz ,że po twoim salonie chodzi mała kopia ciebie? - zapytała uśmiechając się szerzej
- Wiem. - odpowiedziałem
- I ty mi nic nie mówisz?
- Dowiedziałem się wczoraj. - wymamrotałem uśmiechając się delikatnie - Oli, choć tu do nas. - zawołałem chłopca
Maluch po paru minutach pojawił się w kuchni. Zadowolony wziąłem go na ręce, a na co przyjaciółka zrobiła krótkie 'awwwww'. Ona to umie zrobić w dobrym momencie.
- A więc zapoznajcie się. Oliver, to jest Perrie. Moja przyjaciółka. Perrie, to Oliver mój brat. - spojrzałem na nią
Chłopczyk od razu się do niej uśmiechnął wystawiając rączkę na przywitanie. Edwards od razu delikatnie złapała za nią. Już byłem pewny ,że się polubią.
***
Parę dni przed wylotem zadzwonił ktoś do mnie. Byłem zdziwiony ,że był to numer którego nie miałem w telefonie zapisanego. Co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało lub bardziej przestraszyło. Do tego reszta dni była spokojna. Dziewczynki chodziły smutne, a rodzina moja jak i Liam'a ciągle pytali czegoś nie brak. To takie kochane, chociaż my wracamy do domu jeszcze. Czasami wydawało mi się ,że jednak źle robię lecąc na tą wymianę. Lecz przecież nic się nie stanie, to czemu miałem złe przeczucie ,że jednak coś się wydarzy złego? Boże, Louis przestań tak myśleć bo wykraczesz..
- Lou. - głos przyjaciela rozległ się w moich uszach
- Tak? - zapytałem
- Zaraz ruszymy. - uśmiechnął się do mnie
Spojrzałem na niego, jego oczy błyszczały. W końcu los się do mnie uśmiechnął i do moje przyjaciela też. Może to tu kogoś poznam, może będzie lepiej.
Uwaga:
No to witam z rozdziałem 2! Jak zauważyliście jest Sezon pierwszy i Sezon drugi w okładkach, więc zapraszam do patrzenia i czytania.
Więc chciałam napisać ,że cieszę się z 11 komentarzy i mam nadzieje ,ze bedzie ich więcej. 10 komentarzy w górę i nowy rozdział, tak jak zawsze c:
Miłego czytania i czekam na wasze szczere opinie :)
~Panda
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
czwartek, 9 maja 2013
Rozdział 1
Następnego dnia byłem ledwo żywy. Kolejna nieprzespana noc, zaliczona do nie udanych. Boląca głowa i zapewne pod grążone oczy to coś okropnego, ale do przywyknięcia. Wstałem pooli z łóżka. W głowie zaczęło mi huczeć, więc chwilę stanąłem w miejscu.
- Louis! - usłyszałem matczyny głos
- Chwila. - szybko odpowiedziałem
Od razu wziąłem świeże ubrania wraz z bielizną. Szybki prysznic postawił mnie na nogi. Mogłem już trzeźwo myśleć. Spojrzałem w lustro.
- Od dzisiaj będzie inaczej. - powiedziałem sam do siebie
Ubrany już w miętowe spodnie i bluzkę poprawiłem sobie włosy. Gotowy pognałem do kuchni biorąc plecak po drodze. Teraz musi być dobrze. Na pewno będzie..
- Jestem. - powiedziałem na miejscu
Mama dała mi spakowane kanapki. W jej oczach było widać zmartwienie. Bała się o mnie czego nie lubiłem. Jestem dużym chłopcem, więc muszę dać rade. Otrząsnąłem się, dam rade jest dobrze.
Schowałem szybko kanapki i picie do plecaka. Narzuciłem bluzę na siebie i już miałem iść.
- A śniadanie. - zapytała rodzicielka
- Głodny nie jestem. - odpowiedziałem szybko
Jay poprawiła mi włosy, co sprawiło ,że się uśmiechnąłem na ten gest. Od razu po tym wbiegły dziewczynki. Pheobe i Daisy podbiegły najpierw i pożegnały się. Jedynie Fizzy patrzyła nawet nie podeszła. Zrobiło mi się smutno na ten jej gest, bo zawsze przybiegała pierwsza.
Zrezygnowany podszedłem do niej i kucnąłem przed nią. Ona zaś patrzyła się na mnie tymi swoimi oczkami. Co się takiego stało ,że tak się zachowała? Może się dowiem.
- Fizzy, co się stało? - zapytałem spokojnie
Nic nie powiedziała. Mama i dziewczynki patrzyły się tej scenie. Musi to dziwnie wyglądać, ale przecież nie podaruje takiego zachowania i to zwłaszcza jej.
- No Fizzy. - powiedziałem błagalnie
- No teraz będziesz się uśmiechał i udawał ,że jest ok? - zapytała swoim piskliwym głosikiem
Zamrugałem kilkakrotnie i po patrzyłem uważnie na nią.
- Nie wiem o co ci chodzi siostrzyczko.
- Dobrze wiesz. Nie kłam, bo nie wolno. - mówiła nadąsana
- Nie mam zamiaru kłamać, ale teraz się śpieszę. - powiedziałem powoli
Ucałowałem ją w główkę i wyszedłem z domu żegnając się z mamą. Może po drodze będę miał chwilę na przemyślenie. Niestety, a raczej stety napotkałem się na Liam'a.
- Mam wspaniałe wieści. - powiedział przyjaciel
- No jakie? - zapytałem ciekawy
- Wyjazd mamy już jutro lub po jutrze! - mówił uradowany
Czyli jednak wszystko zaczyna się układać. W końcu będzie lepiej.
- No to świetnie! A skąd to wiesz? - kolejne pytanie wyleciało z moich ust
- Zaraz ci powiem, tylko chodźmy już do szkoły. - uśmiechnął się
- Dobrze.
Po moich słowach ruszyliśmy w drogę. Jak się okazało potem. Do Liam'a nauczycielka dzwoniła, a raczej do jego rodziców. Czyli do mamy też mogła zadzwonić? Teraz mam kolejną zagadkę. Ahh, życie pełne tajemnic.
UWAGA:
Miało być 15 komentarzy, dostałam 12. Jest moc.. Więc no nie chciałam was męczyć, a wiem ,że chcecie dalej. Więc jestem z pierwszym rozdziałem.
Kolejny będzie gdy pokaże się ponad 10 komentarzy. Każdy z nim sprawia ,że się uśmiecham i mam po co pisać.
Rozdział mi się podoba. Więc to dobrze, chociaż mógłby być dłuższy. Mam nadzieje ,że i wam też się on spodoba c:
~Panda
- Louis! - usłyszałem matczyny głos
- Chwila. - szybko odpowiedziałem
Od razu wziąłem świeże ubrania wraz z bielizną. Szybki prysznic postawił mnie na nogi. Mogłem już trzeźwo myśleć. Spojrzałem w lustro.
- Od dzisiaj będzie inaczej. - powiedziałem sam do siebie
Ubrany już w miętowe spodnie i bluzkę poprawiłem sobie włosy. Gotowy pognałem do kuchni biorąc plecak po drodze. Teraz musi być dobrze. Na pewno będzie..
- Jestem. - powiedziałem na miejscu
Mama dała mi spakowane kanapki. W jej oczach było widać zmartwienie. Bała się o mnie czego nie lubiłem. Jestem dużym chłopcem, więc muszę dać rade. Otrząsnąłem się, dam rade jest dobrze.
Schowałem szybko kanapki i picie do plecaka. Narzuciłem bluzę na siebie i już miałem iść.
- A śniadanie. - zapytała rodzicielka
- Głodny nie jestem. - odpowiedziałem szybko
Jay poprawiła mi włosy, co sprawiło ,że się uśmiechnąłem na ten gest. Od razu po tym wbiegły dziewczynki. Pheobe i Daisy podbiegły najpierw i pożegnały się. Jedynie Fizzy patrzyła nawet nie podeszła. Zrobiło mi się smutno na ten jej gest, bo zawsze przybiegała pierwsza.
Zrezygnowany podszedłem do niej i kucnąłem przed nią. Ona zaś patrzyła się na mnie tymi swoimi oczkami. Co się takiego stało ,że tak się zachowała? Może się dowiem.
- Fizzy, co się stało? - zapytałem spokojnie
Nic nie powiedziała. Mama i dziewczynki patrzyły się tej scenie. Musi to dziwnie wyglądać, ale przecież nie podaruje takiego zachowania i to zwłaszcza jej.
- No Fizzy. - powiedziałem błagalnie
- No teraz będziesz się uśmiechał i udawał ,że jest ok? - zapytała swoim piskliwym głosikiem
Zamrugałem kilkakrotnie i po patrzyłem uważnie na nią.
- Nie wiem o co ci chodzi siostrzyczko.
- Dobrze wiesz. Nie kłam, bo nie wolno. - mówiła nadąsana
- Nie mam zamiaru kłamać, ale teraz się śpieszę. - powiedziałem powoli
Ucałowałem ją w główkę i wyszedłem z domu żegnając się z mamą. Może po drodze będę miał chwilę na przemyślenie. Niestety, a raczej stety napotkałem się na Liam'a.
- Mam wspaniałe wieści. - powiedział przyjaciel
- No jakie? - zapytałem ciekawy
- Wyjazd mamy już jutro lub po jutrze! - mówił uradowany
Czyli jednak wszystko zaczyna się układać. W końcu będzie lepiej.
- No to świetnie! A skąd to wiesz? - kolejne pytanie wyleciało z moich ust
- Zaraz ci powiem, tylko chodźmy już do szkoły. - uśmiechnął się
- Dobrze.
Po moich słowach ruszyliśmy w drogę. Jak się okazało potem. Do Liam'a nauczycielka dzwoniła, a raczej do jego rodziców. Czyli do mamy też mogła zadzwonić? Teraz mam kolejną zagadkę. Ahh, życie pełne tajemnic.
***
Mamy już tyle czasu, a ja nie odezwałem się do niego. Może tak jest lepiej. On pewnie poznał kogoś innego, zakochał się i jest szczęśliwy. A ja? Każdego dnia zastanawiam się czy wszystko jest dobrze, czy daje rade, czy pamięta mnie.. To jest okropne. Niby miałem tam zadzwonić do niego, ale poszło z czasem. A jego list dalej mam przy sobie. Lubię go czytać, tak by sobie przypomnieć co to było. I jego chore serce..
No i ta wymiana. Dwie czy trzy osoby które zamieszkają w moim domu, już nie mogę się doczekać. Jestem ciekawy kto to będzie.
- Styles. - moje myślenie przerwała Perrie Edwards
Spojrzałem od razu na nią. Miała ona blond włosy z końcówkami różowymi który dodawał jej uroku. Jasna karnacja i błękitne oczy idealnie pasowały do siebie. To właśnie ona pomogła mi się tu przystosować. Mogłem nazwać ją przyjaciółkom. I to chyba nawet najlepszą.
- Tak? - zapytałem
- Wiesz ,że miałeś nie palić? A to już chyba rama* poszła. - powiedziała
Przelotnie spojrzałem na paczkę. No racja, nie było ich tak jk na początku. Miałem rzucić, ale nie miałem takiej potrzeby.
- A wiesz ,że to moje życie i mogę je marnować jak chce? - zaśmiałem się
- Tak wiem, ale musi ci ktoś w końcu zaczął trajkotać jak ja. - uśmiechnęła się uroczo
Odwzajemniłem uśmiech, co spryciula wykorzystała. Od razu zabrała mi paczkę fajek i zaczęła uciekać. Zaśmiałem się pod nosem i zacząłem za nią biec.
- Jak ja cie dorwę! - krzyknąłem za nią
Ona zaś tylko się zaśmiała i popędziła na łąkę, a ja zaś za nią. Chyba teraz nie dam rady tego od niej odebrać. Nie w tym miejscu.
Usiadłem powoli i wyjąłem stary list Louis'a. Zacząłem go znowu czytać, znałem go już chyba na pamięć. Zamknąłem powoli oczy, wiedząc ,że Perrie obserwuje mnie. Zawsze w takich momentach siedziała i patrzyła. Wolała bym się uspokoił, a potem pogadał.
- "Mimo ,że serce mówi co innego, rozum nie pozwala myśleć i robić inaczej. Lecz jeśli dla Ciebie to za dużo, ja zrozumiem. Będzie mi ciężko ,ale nie martw się dam rade." - wyszeptałem
Po mimo ,że byłem silny z oczy spłynęły mi łzy. Czy to kiedyś przestanie tak działać na mnie? Oby przestało i to jak najszybciej.
- Hazza, ty cioto. - odezwała się
Spojrzałem na nią i szybko schowałem list do kieszeni. Dziewczyna siedziała naprzeciw mnie i podała mi paczkę. Jednym ruchem wziąłem ją do ręki i zapaliłem jednego. Od razu mnie to uspokoiło. Dziwne, taka jedna rzecz, a jak pomaga.
- Nie wyzywaj mnie różowa laluniu. - wywróciłem oczami
- Tylko nie laluniu i do tego różowa! - spiorunowała mnie wzrokiem
Zaśmiałem się i ręką roztrzepałem jej włosy. Ha, ma za swoje. Chyba teraz nawet zrozumiałem czemu większość traktowała nas jak para. Nasze zachowanie i wygłupy przy innych świetnie to pokazywało. Mimo ,że było inaczej. Dziewczyna wiedziała o tym ,że kocham kogoś i nawet się ucieszyła z tego. Jaka ona jest kochana.
- No to panie Haroldzie, na dzisiaj już koniec fajkowania. - wypięła język
Wstałem powoli wraz z nią. Dopaliłem drugiego i schowałem resztę do kieszeni spodni. Jak ja jestem jej posłuszny. Chociaż ona i ten jej styl mówienia, zachowania się był inny niż innych. Umiała wywołać uśmiech na każdej twarzy, nawet jeśli było źle.
Nim się zorientowałem już byliśmy przy moim domu. Hah, czyżby właśnie droga z nią była spokojna? No właśnie, coś tu nie pasowało.
- No to jutra loczuś. - przytuliła mnie
- Perrie, stało się coś? - zapytałem
- No wiesz, mama i te sprawy. - skrzywiła się od razu
No tak. Czasem wspominała coś o mamie. Ale nigdy nie mówiła o tym wiele. Chociaż po czasie otworzyła się i powiedziała mi. Doskonale ją rozumiałem.
- Ohh.. - wymamrotałem - Nie martw się. Jestem z tobą duszą i sercem. - dodałem głaszcząc ją po plecach
- Dzięki. - ucałowała mnie na pożegnanie
- Nie ma za co mała. - posłałem jej ciepły uśmiech
Od razu po tym wszedłem do domu. Szybko przywitałem się z mamą i pobiegłem do pokoju. Louis, czemu to jest takie trudne? Ty zawsze wiesz co powiedzieć. A teraz pewnie nawet nie pamiętasz zbytnio mnie. To takie dobijające.. Już sam nie wiem co gorsze.
Dobra teraz albo nigdy. Wziąłem telefon i wykręciłem jego numer. Zacząłem się denerwować. W końcu nie miał mojego numeru co ułatwiło mi sprawę. Chciałem tylko usłyszeć jego głos.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę. Raz kozie śmierć, teraz albo nigdy. Na moje nieszczęście odebrać po drugim sygnale.
- Słycham? - usłyszałem jego głos
Serce zabiło mi szybciej, a ręcę zaczęły mi się pocić. W jego głosie słyszeć było zmęczenie. Czyżby wrócił dopiero ze szkoły lub imprezy? Ale zresztą to nie on. Imprezy? To za spokojny chłopak.
- Ja, ja, ja. Przepraszam, to pomyłka. - wyjąkałem zszokowany i szybko się rozłączyłem
rama* - w paczce papierosów jest 20 sztuk, więc połowa (10 sztuk)
UWAGA:
Miało być 15 komentarzy, dostałam 12. Jest moc.. Więc no nie chciałam was męczyć, a wiem ,że chcecie dalej. Więc jestem z pierwszym rozdziałem.
Kolejny będzie gdy pokaże się ponad 10 komentarzy. Każdy z nim sprawia ,że się uśmiecham i mam po co pisać.
Rozdział mi się podoba. Więc to dobrze, chociaż mógłby być dłuższy. Mam nadzieje ,że i wam też się on spodoba c:
~Panda
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Subskrybuj:
Posty (Atom)