poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 4 1/2

On. Ten niebieskooki Louis. Nie pocieszyło mnie to, zwłaszcza teraz. Sam nawet nie wiedziałem co mam myśleć.. Potem mój wzrok utkwił na Perrie, która nic nie mówiła. Pewnie czekała na mój ruch. Mam teraz się odezwać nie będąc chamskim? Nie da się. Moim zdaniem było nie okazywać teraz uczuć, zwłaszcza teraz kiedy jestem aż tak słaby. A przy nim jeszcze słabszy.


- Tak? - zapytałem spokojnie
- Mo.. Możemy pogadać? - zadał mi pytanie
- Dobrze. Perrie. - spojrzałem znacząco na przyjaciółkę

Dziewczyna tylko delikatnie się uśmiechnęła biorąc małego na ręce wstając przy tym. Za nią od razu zjawił się Liam. Czyżby ona mu się spodobała? Jak tak, to nie pozowlę mu jej skrzywdzić..
Skierowałem spowrotem wzrok na Louis'a. Miał strach i zmartwienie wymalowane na twarzy jak i w oczach. Zapragnąłem go przytulić do siebie. Poczuć zapach jego perfum, usłyszeć ten radosny śmiech... Zobaczyć iskry w oczach. Tylko on, to chyba nie dużo.
- Moge usiąść obok? - cicho zapytał

Od razu rozejrzałem się. Nie było ich już. Tylko ja i on. Delikatnie można powiedzieć ,że już czułem się nie zręcznie. Zwłaszcza sam na sam z nim. Z nim.. Z Tomlinson'em.

- Tak. - wymamrotałem

Po chwili już był obok mnie. Stykaliśmy się od ramion w dół, co spowodowało ,że poczułem ciepło bijące od  niego. Przyjemne to było, tak jak wcześniej kiedy mnie przytulał przed wylotem. Do tego te wszystkie momenty , wróciły jak torpeda..
Harry, ogarnij się. Nie rozpływaj się! Skarciłem się od razu. Chyba mi już nic nie pomoże.

- Edwards nam wszystko powiedziała.. - zaczął Louis
- Em, wszystko czyli? - spytałem go

Chłopak chwilę mi się przyglądał jak by chciał złożyć dobrze zdania. Lecz przecież on nigdy nie miał z tym problemów. Nie on. Poukładany pan Louis Wiliam Tomlinson.

- No czemu cię pobili. Chociaż ja z Liam'em mieliśmy nadzieje ,że przyjdziesz bez szwanków oprócz twojej przyjaciółki. Strasznie się bała. - powiedział - Nawet jak nam opowiadała trzymając Oliver'a, cała się trzęsła. - dodał po chwili
- Rozumiem. - odparłem beznamiętnie
- A on to.. To twój syn? - zapytał

Zaśmiałem się w duchu, bo kolejna osoba o to pytała. Wpierw Liam, którego wyśmiałem na głos, a teraz on. Lecz czemu teraz nie mogłem się zaśmiać prosto w twarz? Coś mnie hamowało, a ja nie wiedziałem co.


- Nie. - opowiedziałem


Już nic nie mówił. Siedział wraz ze mną w ciszy, która w niczym nie pomagała. Jedynie robiła się coraz gorsza. A dla mnie przerażająca. Chociaż teraz mogłem się skupić na biciu swojego i jego serca, które równo biły. Pochyliłem się do przodu, co potem okazało się złą decyzją. Od razu poczułem ból, co sprawiło ,że jęknąłem.


- Coś się stało? - spojrzał się od razu na mnie
- Nie nic. Wiedziałem ,że tak będzie. Lecz ja.. Jednak nawet sam miałem tą małą nadzieje ,że jednak dam rade z nimi. Max teraz mi nie odpuści, niestety tobie też.. - zacząłem

Przyciągnąłem swoje nogi pod brodę, zapominając wgl ,że coś mnie boli. Niestety, ból rozszedł się po całym ciele jak błyskawica co spowodowało ,że siarczyście zaklnąłem pod nosem.

- A tak bardzo chciałem by.. - jęknąłem z bólu zamykając oczy
- Harry!  - wydał z siebie cichy pisk

Pewnie ze strachu. Tak, raczej na pewno. Po chwili znalazłem się w jego ramionach. Tym ciepłym uścisku, które tak pragnąłem. Do tego ból, on znikał. Czyżby dzięki niemu? Nie wiem, ja już nic nie wiem. Usłyszałem jak coś nuci, jak by chciał mnie uśpić bym spał. Może na serio jestem taki zmęczony? Tylko tego nie widzę.
Powoli przymknąłem oczy wtulając się w niego jak w zabawkę.

- Dziękuję.. - wymamrotałem


Chłopak już nic nie powiedział tylko ucałował mnie w głowę. Ja zaś odpłynąłem do krainy Morfeusza. Nareście poczułem się szczęśliwy mimo ,że jednak to wszystko sie wydarzyło. To tylko dzięki niemu..



***

Położyłem Harry'ego na jego łóżku. Wyglądał tak niewinnie.. Jak mały bezbronny kociak. Do tego nie był jak wcześniej chamski, normalny był co mnie zdziwiło. Dalej mam przed oczami jego z dzieckiem i przyjaciółką. Czyżby zazdrość? Nie. To nie mogłoby być. 

Siedziałem już tu dobre 30 minut. Lecz teraz zrozumiałem ,że nie chciałem go tu zostawiać samego. Do tego te sińce, które pewnie oblewały jego i tak kruche ciało. Aż ciarki mnie przeszły przy wspomnieniu o nich. Musiał bardzo oberwać. Lecz dalej w mojej głowie było pytanie CZEMU TO ZROBIŁ? Przecież mogli mnie pobić, ewentualnie Liam by mi pomógł i tyle. Ale on musiał. Dostał za nas..

- Louis? - usłyszałem za sobą


Przerażony spojrzałem do tyłu. Była to Edwards. Loczka przyjaciółka tutaj. Jak widać to ona go zmieniła, ewentualnie oni. Ta banda.


- Tak? 

- Liam o Oli zasnęli. Ty tez powinieneś odpocząć. - powiedziała spokojnie
- Nie chce.. - wymamrotałem

Dziewczyna usiadła obok mnie i popatrzyła na mnie błagalnie. Nie wiedziałem co mam powiedzieć więcej. Można powiedzieć ,że znała go dłużej i bardziej niż ja. A jednak czułem ,że znany go równie dobrze.


- Ogólnie chciałam mu obłożyć lodem siniaki i ulżyć w bólu. - westchnęła

- Sprawisz mu gorszy ból. - powiedziałem
- Na początku tak, ale potem lód sprawi ,że zniknie. - rzekła - Do tego siniaki będą mniejsze. - dodała

Ona dalej była spokojna. Już się bałem ,że rzuci się na mnie lub coś mi zrobi. A ona? Dalej opanowanie na twarzy.. Miała delikatne rysy twarzy, nawet pasowała do Styles'a. Chociaż.. Już sam nie wiem.


- Może herbaty? Posiedzimy i pogadamy tak na osobności. - zaproponowała dziewczyna

- Zgoda.

Po chwili już jej nie było, a ja zostałem sam. Curly dalej spał, co cieszyło to mnie. Liam spał, mały też.. Tylko ja i Perrie nie spaliśmy. Może dzięki tej rozmowie dowiem się czegoś o nim. No właśnie on..

Spojrzałem na niego i delikatnie poprawiłem jego kręconą grzywkę. Miał w dotyku bardzo miłe włosy. Do tego zawsze były i za pewnie będą w nieładzie. Jego twarzyczka była blada, co zaczynało mnie martwić. Lecz nie wiedziałem czy wołać ją czy nie. Położyłem mu rękę na policzku i zacząłem delikatnie głaskać. Miał taka delikatną skórę.. Nie chciałem go też budzić.

- Mmmm. - wymamrotał Loczek


Jego oczy otworzyły patrząc wprost na mnie. Podparł się o łokieć. Już nie spał, wyglądał na rozbudzonego. Przeszedł mnie dziwny dreszcz gdy na mnie spojrzał, nawet i przyjemny. Sam nie byłem już pewny.


- Curly.. - wyszeptałem

- Nie mów tak do mnie. Nie masz prawa. - warknął

Coś mnie ścisnęło w środku, a on opadł na łóżko chyba już spowrotem wracając momentalnie do snu. Nim się obejrzałem łza spłynęła po moim policzku. Zabolało, nawet teraz. Zabolało.. Potem doszło kolejne uczucie, którego nie umiałem nazwać.


- Curly. - wyszeptał brunet

Niestety nie wiedział jaka będzie reakcja chłopaka. Przecież nigdy na niego tak nie mówił. Zawsze było Loczuś, Loczek lub podobnie. Curly, to było coś nowego.
- Nie mów tak do mnie. Nie masz prawa. - warknął drugi
Po czym opadł na łóżko nie przejmując się dawnym przyjacielem.

Byłem już poza pokojem, a te jego słowa dalej siedziały mi w głowie. Usiadłem przy ścianie i schowałem twarz w dłonie. Od razu rozpłakałem starając się nie budzić innych. Chociaż i tak zaraz przyjdzie Edwards i zapyta co się stało. Gdzie jest tam ten Harry? GDZIE? Zadawałem sobie w głowie pytania, ale nie znajdywałem odpowiedzi.To wszystko ICH wina! Jego! Max'a! 

Usłyszałem po paru minutach kroki. Ciarki przeszły po mnie od razu. Lecz łzy dalej płynęły mi po policzkach. Ogarnij się! Ogarnij.. Ze schodów było widać ceń kobiecy, to ona. Będąc już na piętrze zobaczyła. Od razu znalazła się przy mnie, po czym położyła dłoń na moim ramieniu. 

- Louis, co się stało? - zapytała

- On.. - za jąkałem się - Warknął na mnie, za nic.. Powiedziałem tylko do niego Curly.. Tylko Curly.. - wybuchłem większym płaczem
- O nie.. Nikt tak na niego nie mówi. - zaczęła - To wszystko wina.. - urwała






UWAGA:
Rozdział miał być wcześniej, lecz ja nie wyrabiam. Został on podzielony na dwie części, bo bym nie dała rady z dodaniem jego. Lecz kolejny będzie chyba dłuższy c:
KOLEJNY BĘDZIE jak postaracie się dać jak najwięcej OPINII/KOMENTARZY. Pokażcie ,że zależy wam na tym i chcecie znać ich dalsze losy.
Jeszcze tydzień i koniec i WAKACJE!
~Panda

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 3

Lot nie trwał tak długo, a mimo to przysnęło mi się. Lecz uczucie niezwykłe jak jesteś w tym samolocie, zwłaszcza wystartowanie. Potem po wszystkim zaś z Liam'em szukaliśmy taksówki która miała nas zawieźć do 'nowego domu'. Jak to dziwnie brzmi, tak obco, a jednak może uda się przywyknąć. Oby nie było tak źle..
A no właśnie ten numer! I do tego ten głos.. Wyjąłem powoli telefon i spojrzałem na niego. Hmm, kogo to może być numer.

- Louis, wszystko okey? - zapytał mnie

Byliśmy już w taksówce. Do tego też były korki, takie szczęście. 

- Tak, tylko możesz sprawdzić kogo ten numer? - poprosiłem

Przyjaciel wziął ode mnie telefon i zaczął sprawdzać go. Wyglądał na strasznie skupionego gdy naciskał numerki na klawiaturze, co sprawiło ,że zacząłem się śmiać.
- Czy pan ma ADHD? - zapytał Liam

- Nope. - śmiałem się jeszcze bardziej
- Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu, - powiedział nie zadowolony chłopak

Po jego słowach taksówka się zatrzymała. Czyli jesteśmy już na właściwym miejscu. Powoli wysiadłem z samochodu płacąc mężczyźnie. Z przyjacielem wyjęliśmy swoje bagaże i podziękowaliśmy. Dom przed nami był duży jak i na zewnątrz było widać ,że zadbany. 

- Ej, może zadzwonić do tej pani czy przypadkiem nie pomyliliśmy adresu? - zapytał Liam
- Dobry pomysł. Lecz ty dzwoń. - wypiąłem język
- Niech ci będzie. A ty zapytaj czy tu mieszka. - odpowiedział
- Albo lepiej chodźmy razem. - pociągnąłem go za ramie

Podeszliśmy do drzwi, a Liam przy okazji zaczął rozmawiać z kobietą u której mieliśmy mieszkać. Nie pewnie zapukałem i czekałem aż nam otworzy. Drzwi były z ciemnego drewna lub tylko pomalowane w jego kolorze. Do tego wielkie okna dodawały uroku temy domu.

- Perrie, otwórz to pewnie ci nowi. - krzyknął ktoś
- Boże, jak byś ty cioto nie mógł. - odparł kobiecy głos

Hm, czyli jak widać to tu. Lecz zawsze można jednak zapytać, bo tu może być inna wymiana i co wtedy będzie? Nic, będziemy szukać dalej. Ewentualnie zadzwonimy do naszej szkoły czy to jednak nie pomyłka.

- Tak to tu. - powiedział przyjaciel
- Jednak wole sie upewnić. - rzekłem spokojnie

Drzwi się przed nami otworzyły ukazując młodą blondynkę z różowymi końcówkami o śniadej cerze. Czy ty ona to Anne Cox? Do tego wzrok jej ciągłe świrował na mnie. Jak by chciała sobie coś przypomnieć, ale za skarby świata nie mogła. Wyglądało to dość komicznie.

- Czy ty jesteś Anne Cox? - zapytałem
- Oj, nie. Ciocia będzie dopiero potem. - powiedziała z delikatnym uśmiechem
- Jestem Louis Tomlinson, a obok mnie to Liam Payne. Przyjechaliśmy tu na wymianę. - w jej oczach od razu było widać przerażenie

- No to witam, właśnie na was czekaliśmy. Jestem Perrie. - oprzytomniała od razu

Odsunęła się byśmy mogli wejść do środka. Rozejrzałem się po domu. Był on świetnie urządzony, na pierwszy rzut oka oczywiście. Spodobało mi się tu. Coś dla mnie na przyszłość. Tylko ciekawe czy dożyję.

- Perrie, kto przyszedł? - zapytał znajomy głos

Zacząłem go chwilę analizować. Podobny 

- Styles, zamknij się i pilnuj Oliver'a. - warknęła
Cała ta sytuacja wydała się dziwna, a nawet bardzo dziwna. Chwila! STYLES.. Ha.. Haa. Harry.. Od razu zbladłem, tak samo jak mój przyjaciel. Serce zaczęło niemiłosiernie boleć i szybciej bić jak bym przebiegł maraton. Boże.. Czemu akurat tu?! Do tego, on ma dziecko? On ma dziecko? On ma dziecko. Ma dziecko..
Przyjaciel stanął obok mnie. Patrzył się na mnie zmartwionym wzrokiem. Chyba już zdawał sobie sprawę co teraz będzie się działo.

- Perrie, mogę go zaprowadzić by gdzieś usiadł? - zapytał opanowany
- Tak, za mna. - powiedziała zdenerwowana

Dziewczyna ruszyła, a Liam złapał mnie za ramiona bym nie upadł. Ledwo robiłem jakieś kroki, nie wiedziałem ,że ta sytuacja nabierze takiego obrotu. Chyba już gorzej być nie może. Oj, a chyba jednak może być..

- Oliver, wracaj tu. - Harry'ego głos utkwił mi w głowie

Pare sekund, a przede mną stanął mały chłopiec. Kręcone włosy, wielkie zielone oczy. Mały Harry.. Od razu po nim pokazał się on.. Jednym ruchem wziął malucha na ręce. Byłem pewny ,że te szepty pod jego nosem to przekleństwa..

- Styles, weź idź do kuchni z nim. - powiedziała Perrie

Po jej słowach nie było nic. Tylko ciemność. Ostatnie co usłyszałem to stłumiony krzyk loczka. Obym tym razem nie wylądował w szpitalu, błagam...
***
- Harry, dzwoń po karetkę! - krzyk Perrie obił się po kuchni

Wziąłem szybko telefon i przybiegłem do salonu z bratem  na rękach. To co zobaczyłem, wytrąciło mnie z równowagi. Louis leżący na kanapie, nie ruszający się.. A bok niego Liam, sprawdzający czy z nim wszystko okey.

- Nie dzwoń. Zemdlał, ale jest okey. Powinien się zbudzić za 10 minut. - powiedział chłopak spokojnie
- Dobrze. Perrie, weźmiesz małego? - zapytałem przyjaciółkę
- Oczywiście. - uśmiechnęła się

Podałem jej Oliver'a, który od razu wtulił się do niej. Liam zaś siedział przy Louis'ie nic nie mówiąc, jak by zignorował całą sytuacje. Ucałowałem małego i poszedłem na górę po paczkę papierosów. Były tam gdzie je położyłem. Zadowolony ruszyłem na balkon z drugiej strony domu. Dzięki czemu nikt tego nie widział. Ja, balkon, ogród i spokój. 
Niestety nie trwało to długo. Już po zapaleniu jednego moją głową zawładnął Louis. Niby tyle go nie widziałem, a jednak wszystko wróciło.. Do tego pewnie z małym wyglądałem tak jak bym był jego ojcem, a taka nie była prawda. To tylko mój brat.
Kończąc już drugiego, poczułem rękę na swoim ramieniu. Co spowodowało ,że ciarki mnie przeszły. To na pewno nie Edwards, nie przyszła by z maluchem tu gdy pale. Nie Louis, więc Payne. Zacznie się.
Jednym ruchem odwróciłem sie do niego z fajkiem w dłoni. Nie będzie to miła rozmowa. Z nim? Prze nigdy taka nie będzie.

- Tak? - zapytałem
- Nie martw się. Wieczorem załatwie by nam zmienili miejsce pobytu. - powiedział
- Nie musicie. Mnie i tak w domu często nie ma. - przygasiłem końcówkę - Więc nie będziecie mnie widywać. A Edwards was oprowadzi po szkole. - dodałem

Chłopak popatrzył na mnie z politowaniem. Chyba zauważył ,że jednak się zmieniłem. Wcześniej, a raczej w tak krótkim czasie byłem taki kruchy, wrażliwy itp. A teraz? Papieros w ręku, obojętność w oczach. Lecz dalej widok Louis'a działa na mnie tak jak zawsze..

- Czy Oliver, to twój syn? - zapytał mnie

Od razu wybuchłem śmiechem. Wiedziałem ,że o to może zapytać. Zwłaszcza on.
- Nie. To tylko mój brat. - powiedziałem już spokojnie, bez śmiechu

- Czyli ta blondynka mówiła racje. - odparł
- Perrie, nie jakaś blondynka. - warknąłem - Ona wam pokaże pokoje. - dodałem po chwili
- Zmieniłeś się.. - wyszeptał
- Wiem i to nawet lepiej. - rzekłem obojętnie

Liam już nic nie powiedział, tylko poszedł sobie. W duchu cieszyłem się nawet. Nawet jak by chciał mnie pobić, to tym razem by mu się nie udało. Do tego to ja mam władzę. Nie on.

- Hiarry.. - usłyszałem głos małego

Spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem. Hm, ciekawe jak tu wlazł, drzwi od pokoju były zamknięte. Oh, to pewnie Perrie mu pomogła. 

- Tak? -zapytałem
- Kim sią tie osioby?
- To ci nowi uczniowie na wymianę. - uśmiechnąłem się

Wziąłem małego za rękę i zszedłem z nim na dół. Była już moja mama, a obok niej siedziała Perrie. Pewnie powiedziała jej o całej sytuacji. Nie dziwie się, jednak to nawet lepiej ,że wie.

- Z Louis'em już dobrze. - powiedziała przyjaciółka gdy mnie zobaczyła
- To się cieszę. Teraz poszli odpocząć, tak? - zapytałem
- Tak. Zaprowadziłam ich do pokoju. - odpowiedziała
- Harry, przecież ty to miałeś zrobić. - powiedziała moja mama

Spojrzałem na nią spokojnie. Oliver puścił moją dłoń i podszedł do mamy cicho ziewając. Jak widać zachciało mu się spać. Po nim ja ziewnąłem pod nosem by nie usłyszeli inni. Rodzicielka wzięła małego i zaniosła do pokoju tuląc go do siebie.
Dziewczyna wstała i wraz ze mną zaczęła iść w stronę drzwi. Czyli teraz zostałem sam.

- Dziękuję. - powiedziałem
- Nie ma za co. - uśmiechnęła się
- Mam nadzieje ,że jutro jakoś ich oprowadzisz. Wiesz.. - zacząłem
- Harry tylko nie mów ,że.. - przerwała mi nie kończąc swojej wypowiedzi
- Muszę, znasz zasady. Obiecaj ,że odciągniesz ich najdalej ode mnie. - poprosiłem - Do tego będą chodzić do twojej klasy. - dodałem
- Dobrze, ale jak coś ci się stanie lub komuś to po tobie. - powiedziała

Uśmiechnąłem się i pożegnałem się z przyjaciółką. Było widać ,że martwiła się o mnie jak by była moją matką. Do tego zapomniałem dodać była starsza ode mnie. Więc nie dziwie się.
Padnięty wróciłem do pokoju i walnąłem się na łóżko. Ten dzień nie mogłem zaliczyć do udanych, chociaż teraz jak na to patrze mam Louis'a blisko. A nawet same patrzenie wystarczy mi.

Rano obudził mnie budzik. Czyli koniec wylegiwania w łóżku i spania. Boże, ile bym dał na 2 godzinki snu.. Poirytowany wstałem. Szybko wziąłem świeże ubrania i poleciałem do łazienki wziąć prysznic. Ciepła woda  poprawiła mi humor i ogarnęła w miarę możliwości. Przemyłem twarz zimną wodą, umyłem zęby  i poprawiłem swoje włosy , które i tak tańczyły po mojej głowie. Ubrany w białą koszulkę i szare dresy wyszedłem z łazienki. Po drodze wziąłem jeszcze plecak z rzeczami i zbiegłem na dół do kuchni.

- Hiarry! - krzyknął malec jak tylko zobaczył mnie
- Hej Oli. - zaśmiałem się

Uśmiechnięty podszedłem do niego i ucałowałem w policzek. Do tego czułem wzrok innych na sobie. Przy stole byli już wszyscy. Louis, Liam, malec i mama.

- Zaprowadzisz małego do przedszkola? - zapytała Anne
- Dobrze, tylko potem będzie problem. Bo mam zajęcia i odebrać go nie moge. - powiedziałem
- Rozumiem. Jak dobrze ,że z Perrie rozmawiałam na ten temat wieczorem. Więc nie martw się. Odbierze małego. - uśmiechnęła się mama
- Ale ja cie ,żieby Harry to źrobił. - Oli odezwał się

Spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem do niego. Jaki on kochany.

- Ciocia Perrie cie odbierze, a potem zajdziecie po mnie z chłopakami, co ty na to? - zapytałem malucha

Przyjaciółka z maluchem przez taki krótki czas dobrze się zgrali, co cieszyło mnie to. Wiedziałem ,że teraz ona mi pomoże z Oliver'em.

- Tiak! - odparł uradowany
- Na taką reakcje liczyłem. - zaśmiałem się

Liam z Louisem nic nie mówili. Pewnie i tak nie przyjdą tylko wrócą do domu po lekcjach. Lecz co mi tam, nie chcą nie muszą.
Po paru minutach siedzenia wszyscy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wziąłem małego za rączkę i założyłem plecak na ramie. To za pewnie Edwards, jak zawsze punktualna.

- Harry, nawet nic nie zjadłeś. - usłyszałem cichy głos Louis'a

Mimo wolnie spojrzałem na niego. Patrzył on na ziemie, a raczej podziwiał swoje buty. Miał na sobie bluzkę białą w czerwone paski i czarne rurki. Czyli jego zwyczajny ubiór.

- Nie jestem głodny. - opowiedziałem

Podszedłem do drzwi otwierając je od razu. Dziewczyna wpadła mi w ramiona śmiejąc się. Czyli ona też miała dobry humor? Jak widać tak.

- Ciocia! - krzyknął - A wieś ,żie odbieraś mnie? - zapytał maluch
- Wiem. - uśmiechnęła się i ucałowała małego w policzek - Ciociu, o tej co wczoraj mówiłaś?
- Tak i dziękuję ci kochanie. - postała dziewczynie ciepły uśmiech

Po wszystkim Oli został odprowadzony do przedszkola, a my już byliśmy na miejscu. Całą drogę przyjaciółka karciła mnie za to ,że zadaje się z nimi. Do tego widziała ,że mogę oberwać za nic od nich jak i oni ode mnie.


- No to miłego dnia. - powiedziałem
- Nawzajem. - powiedzieli razem Liam z Louis'em

Przyjaciółka rzuciła się na mnie przytulając. Boże, czy ona tak musi przy nich? Wiem ,że się martwi. Lecz czasem tego aż za dużo!

- Uważaj na siebie. - wyszeptała
- Tak kochana. - roztrzepałem jej włosy i ruszyłem 
- Ciołku! - jeszcze przed zakrętem usłyszałem jej piskliwy głos
W duchu się śmiałem jak małe dziecko lecz na zewnątrz byłem jak najbardziej opanowany. Będąc już na miejscu zobaczyłem Max'a Brain, Peter'a Stark i Jake'a High. Pierwszy z nich blondyn w szarych dresach i szarej koszulce. Obok niego Peter podobnym ubraniu do kolegi i Jake w rurkach i białej koszulce jak ja. Wszyscy trzej byli do siebie bardzo podobni, lecz tylko z wyglądu, nie charakteru. Brain był blondynem o niebieskich oczach, zaś Stark szatynem o miodowym spojrzeniu. High zaś jasnym blondynem o zielonawych oczach. Na początku mojej znajomości z nimi nie było łatwo. Lecz dałem rade, wystawili mnie na próbę jak i większość chłopaków tutaj. Mimo wszystko dałem rade.

- Czyli to u ciebie są ci nowi Curly? - zapytał Max

Spojrzałem na niego obojętnie. Nie mogłem przy nich okazać jakich kolwiek uczuć. Inaczej zaczną coś podejrzewać, a tego nie chce.

- Tak. - odpowiedziałem
- Trzeba będzie im pokazać kto tu rządzi. - żachnął się Jake
- Racja. - pochwalił go Pater

Słyszałem wszystko, aż się we mnie gotowało od środka. Lecz co ja mogłem zrobić? Teraz już niestety nic. jedynie wybić im to z głowy.

- Nie radze. Payne jest dość silny, jak wam mówiłem wcześniej to z nim się biłem. A Tomlinson umie się bić,  lecz ma słabe serce. - mówiłem spokojnie
- Curly nie martw się. Pobawimy się. - uśmiechnął się Max
- Obyście tego nie żałowali. - powiedziałem

Lecz i tego sie obawiałem. Oni nie dadzą tak łatwo odpuścić spuszczenia łomotu nowym. Do tego nie mogłem na to pozwolić. Liam by sobie dał rade, ale Louis nie.. A trzech na dwóch to i przegrana..

Skończyły się lekcje, a ja dalej miałem przed oczami rozmowe z chłopakami na początku dnia. Nie mogłem pozwolić by jednak coś im się stało gdy tam ci zaatakują. Em.. Wziąłem telefon w dłoń i zaczęłam szukać numer Perrie. Musiałem jej to powiedzieć jak najszybciej.


Do Perrie c: 

Bierz ich szybko ze szkoły. Max, Petter i Jake chcą się zabawić. Tak jak ze mną na początku. 

Nie musiałem czekać długo, już po dwóch minutach poczułem wibracje.


Od Perrie c:

Niestety za późno! Harry, błagam szybko. Słyszę ich śmiech.. Harry.

Zacząłem szybko biec. Tyle ile sił miałem w nogach. Z drugiego piętra na pierwsze. I pędem znowu na dół, byle by dotrzeć na parter. Serce biło jak oszalałe, do tego prawie się nie wywaliłem. Nie mogą ich pobić, nie mogą, nie mogą!
Został mi tylko zakręt i gotowe. W pare sekund minąłem go. Moim oczom ukazała się Perrie, a przed nią chłopaki. Oczywiście Liam i Louis. Podbiegłem do niej, a ona rzuciła się na mnie wtulając się. Czyli zostało mi pare sekund, ewentualnie minuta. 
[Muzyka lub oryginał Orginał]

- Harry, co tu się dzieje? - zapytał Payn
- Nie pytaj głupio. Idźcie lepiej, ja to muszę załatwić. - powiedziałem spokojnie
- Ale Harry... - wyszeptała załamana przyjaciółka
Wyglądała jak by miała upaść.. Doskonale wiedziała co się stanie. Tylko teraz byłem jednym z nich, tych złych. Do tego jak to będzie wyglądać zależy ode mnie. 

- Perrie, idź z chłopakami do domu. Albo nie, po Oliver'a. Dobrze? Ja tu się zajmę wszystkim... - zacząłem
- Nie możesz! - krzyknął Louis

Oboje z przyjaciółkom spojrzeliśmy na niego. Patrzył się na mnie ze strachem w oczach. Czyżby on się o mnie bał? Coś nie możliwe.

- Liam, weź go. Potem wam wyjaśnię. - wyszeptałem

Chłopak skinął głową i wziął BooBear'a pod ramie. Teraz liczyła się każda sekunda. Dziewczyna ucałowała mnie w czółko i poszła przodem, a za nią Liam. No to jedno z głowy.

Stałem przed nimi gotowy nawet na bójkę. Spokój malował się na mojej twarzy, lecz w środku targały mną emocje. Bałem się. Każdy z nich wysportowany, lecz ja też niczego sobie. Przez parę minut mierzyliśmy się wzrokiem. Równo przede mną stał Max, po jego lewej Peter, a prawej Jake. Nie będzie łatwo z nimi, nie będzie..


- Pozwoliłeś im pójść!  - powiedział rozdrażniony Peter
- Mówiłem wam coś. - warknąłem
- Curly, czyżbyś zmiękł? - zapytał Max

Chłopak spojrzał mi w oczy, lecz ja nie dałem zawładnąć sobą emocjami. Przy nim jednym umiałem się nawet uśmiechnąć. Mimo ,że Brain był tu wodzem, umiało się z nim dogadać samemu. Lecz nie wtedy gdy była reszta. Do tego on patrzył na mnie inaczej, nawet podobnie jak Louis..

- Nie. - rzekłem chłodno
- Chłopaki idźcie, muszę to załatwić sam. - powiedział Max

Jake i Peter bez słowa odeszli. Czyli zostało nas dwoje. Co on takiego kombinuje tym razem?  Styles, ogarnij się. Musisz pokazać ,że jesteś silny.

- To o tego niebieskookiego chodzi? - zapytał
- Nie wiem o co ci chodzi. - odpowiedziałem obojętnie
- To przez tego skurwiela! - krzyknął

O nie! Nie ma prawa tak mówić o nim. Przecież on tu jest niewinny! Coś we mnie pękło od środka. Czułem jak wszystko rozpływa się po mnie w tempie natychmiastowym.

- Jeszcze raz go kurwa tak nazwiesz, to nie ręczę za siebie. - warknąłem

Max złapał mnie za żuchwę. Co spowodowało ,że nie mogłem się odsunąć od niego choćby na centymetr lub nawet milimetr.. Był za silny jak na mnie. Kurwa! 

- Skurwiel, kurwa, szmata, dziwkarz, mam wymieniać dalej? - zapytał słodko
- Kurwa, przesadziłeś! - krzyknąłem

Zamachnąłem ręką, lecz niestety on był szybszy. Złapał mnie za dłoń ściskając ją niemiłosiernie. A twarz przybliżył do mojej. Zrezygnowany zakląłem pod nosem i spuściłem głowę. Niestety to był błąd. Po chwili jego usta naparły na moje. Co?! Byłem słaby..
Pierwszy odwzajemniłem, kolejny również. A przed oczami ukazał mi się Tommo jak płaczę. Co spowodowało ,że spłynęła łza po moim policzku i zebrałem siłe by odepchnąć od siebie. Udało się. Był parę kroków ode mnie, a za nim już Petter i Jake.

- Pożałujesz ,że wybrałeś jego. - powiedział - Chłopaki, jest wasz. - dodał
- Ale on jest z nami. - powiedział Jake
- Wiem, ale złamał zasade. - uśmiechnął się jak to miał z zwyczaju i odszedł

Oboje podeszli do mnie i wymierzyli mi w brzuch. Obroniłem się, lecz potem było gorzej. Stark z jednej strony, High z drugiej. Nie byłem w stanie już tylu uderzeń obronić. Raz w żebra, raz w skroń, potem już nie liczyłem obrażeń.
Jak zauważyli ,że jeszcze mam siłe by dojść do domu to dali sobie spokój. Pater odszedł, a został sam Jake. Chce mnie dobić, zapraszam.

- Mam nadzieje, że warto było złamać zasadę. - powiedział
- Było warto. - odpowiedziałem

Chłopak tylko przyjrzał mi się i odszedł. Nie byłem już w stanie sprawdzić jak wyglądam. Do tego siły na zajęcie znikły po tym. Będę musiał wytłumaczyć się panu czemu mnie nie było. 

Byłem już w połowie drogi do domu. Wszystko niemiłosiernie bolało, jak by odrywało się od kości lub nie wiem co. Styles, jesteś silny dasz rade. Przecież zawsze może być gorzej. Pamietaj ,że zrobiłeś to w słusznej sprawie, dla niego..
Jak oni mnie zobaczą to nie dadzą mis pokoju. Do tego mały Oli będzie się bał, a mama zakatuje mnie pytaniami. 

- Jeszcze kawałeczek i już będziesz w domu. - wyszeptałem

Wiele osób by teraz nie ruszyło się. Nawet nie wytrzymało takiego ataku, lecz nie ja. Na zajęciach na których dzisiaj mnie nie będzie tego uczy. Jak się bronić, bić, jak wytrzymać ból i dać sobie rade. Jak hartować ciało. Co jest bardzo przydatne. 
Minąłem furtkę i powolnym krokiem poczłapałem do drzwi. Od razu potem zaś otwierając je spróbowałem nie wydawać żadnego hałasu. Bo może Oliver spać, lub mogą oni rozmawiać.

- Hiarry! - krzyknął maluch jak tylko wyszedł z salonu

Po chwili przytulił się do moich nóg, co mnie ucieszyło. Wziąłem powoli małego na ręce opierając się o ścianę. Powoli zjechałem w dół siadając na ziemi. Maluch od razu wtulił się we mnie, a ja jęknąłem cicho z bólu.

- Boże, Styles ty idioto! - piskliwy głos dotarł do moich uszu

Spojrzałem w stronę wydanego pisku. Od razu moim oczom ukazała się pędząca do mnie Perrie z opatrunkiem i wodą utlenioną. Za nią zaś Liam i Louis. Nie byli zadowoleni. tylko przerażeni.

- Mówiłem ,że załatwię sprawę. Załatwiona. - uśmiechnąłem się delikatnie

Dziewczyna przytuliła się do mnie i Oliver'a delikatnie rozpłakując się na dobre. Biło od niej ciepło, co kojąco działało na ból.

- Harry.. - wyszeptała znana mi osoba

Podniosłem powoli głowę. A moim oczom ukazał się..







Uwaga:
Wczoraj był dzień dziecka, więc macie taki spóźniony prezent ode mnie. c: + MACIE pytanie do bohaterów? Zapraszam na - ask.fm/QuestionsToHeroes na wszystkie pytania odpowiedzą
Wiem ,że zawaliłam z tym rozdziałem bo nie ma nic nowego, a wiele osób domyślało się gdzie oni będę i u kogo. Czy ja muszę być aż tak przewidywalna?! Niestety tak..
DZIĘKUJĘ ZA 12 KOMENTARZY. I tak jak zawsze 10 i w górę ,a będzie nowy rozdział c:
No i oczywiście spóźnione WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DZIECKA! :D
~Panda

CZYTASZ=KOMENTUJESZ