Następnego dnia byłem ledwo żywy. Kolejna nieprzespana noc, zaliczona do nie udanych. Boląca głowa i zapewne pod grążone oczy to coś okropnego, ale do przywyknięcia. Wstałem pooli z łóżka. W głowie zaczęło mi huczeć, więc chwilę stanąłem w miejscu.
- Louis! - usłyszałem matczyny głos
- Chwila. - szybko odpowiedziałem
Od razu wziąłem świeże ubrania wraz z bielizną. Szybki prysznic postawił mnie na nogi. Mogłem już trzeźwo myśleć. Spojrzałem w lustro.
- Od dzisiaj będzie inaczej. - powiedziałem sam do siebie
Ubrany już w miętowe spodnie i bluzkę poprawiłem sobie włosy. Gotowy pognałem do kuchni biorąc plecak po drodze. Teraz musi być dobrze. Na pewno będzie..
- Jestem. - powiedziałem na miejscu
Mama dała mi spakowane kanapki. W jej oczach było widać zmartwienie. Bała się o mnie czego nie lubiłem. Jestem dużym chłopcem, więc muszę dać rade. Otrząsnąłem się, dam rade jest dobrze.
Schowałem szybko kanapki i picie do plecaka. Narzuciłem bluzę na siebie i już miałem iść.
- A śniadanie. - zapytała rodzicielka
- Głodny nie jestem. - odpowiedziałem szybko
Jay poprawiła mi włosy, co sprawiło ,że się uśmiechnąłem na ten gest. Od razu po tym wbiegły dziewczynki. Pheobe i Daisy podbiegły najpierw i pożegnały się. Jedynie Fizzy patrzyła nawet nie podeszła. Zrobiło mi się smutno na ten jej gest, bo zawsze przybiegała pierwsza.
Zrezygnowany podszedłem do niej i kucnąłem przed nią. Ona zaś patrzyła się na mnie tymi swoimi oczkami. Co się takiego stało ,że tak się zachowała? Może się dowiem.
- Fizzy, co się stało? - zapytałem spokojnie
Nic nie powiedziała. Mama i dziewczynki patrzyły się tej scenie. Musi to dziwnie wyglądać, ale przecież nie podaruje takiego zachowania i to zwłaszcza jej.
- No Fizzy. - powiedziałem błagalnie
- No teraz będziesz się uśmiechał i udawał ,że jest ok? - zapytała swoim piskliwym głosikiem
Zamrugałem kilkakrotnie i po patrzyłem uważnie na nią.
- Nie wiem o co ci chodzi siostrzyczko.
- Dobrze wiesz. Nie kłam, bo nie wolno. - mówiła nadąsana
- Nie mam zamiaru kłamać, ale teraz się śpieszę. - powiedziałem powoli
Ucałowałem ją w główkę i wyszedłem z domu żegnając się z mamą. Może po drodze będę miał chwilę na przemyślenie. Niestety, a raczej stety napotkałem się na Liam'a.
- Mam wspaniałe wieści. - powiedział przyjaciel
- No jakie? - zapytałem ciekawy
- Wyjazd mamy już jutro lub po jutrze! - mówił uradowany
Czyli jednak wszystko zaczyna się układać. W końcu będzie lepiej.
- No to świetnie! A skąd to wiesz? - kolejne pytanie wyleciało z moich ust
- Zaraz ci powiem, tylko chodźmy już do szkoły. - uśmiechnął się
- Dobrze.
Po moich słowach ruszyliśmy w drogę. Jak się okazało potem. Do Liam'a nauczycielka dzwoniła, a raczej do jego rodziców. Czyli do mamy też mogła zadzwonić? Teraz mam kolejną zagadkę. Ahh, życie pełne tajemnic.
***
Mamy już tyle czasu, a ja nie odezwałem się do niego. Może tak jest lepiej. On pewnie poznał kogoś innego, zakochał się i jest szczęśliwy. A ja? Każdego dnia zastanawiam się czy wszystko jest dobrze, czy daje rade, czy pamięta mnie.. To jest okropne. Niby miałem tam zadzwonić do niego, ale poszło z czasem. A jego list dalej mam przy sobie. Lubię go czytać, tak by sobie przypomnieć co to było. I jego chore serce..
No i ta wymiana. Dwie czy trzy osoby które zamieszkają w moim domu, już nie mogę się doczekać. Jestem ciekawy kto to będzie.
- Styles. - moje myślenie przerwała Perrie Edwards
Spojrzałem od razu na nią. Miała ona blond włosy z końcówkami różowymi który dodawał jej uroku. Jasna karnacja i błękitne oczy idealnie pasowały do siebie. To właśnie ona pomogła mi się tu przystosować. Mogłem nazwać ją przyjaciółkom. I to chyba nawet najlepszą.
- Tak? - zapytałem
- Wiesz ,że miałeś nie palić? A to już chyba rama* poszła. - powiedziała
Przelotnie spojrzałem na paczkę. No racja, nie było ich tak jk na początku. Miałem rzucić, ale nie miałem takiej potrzeby.
- A wiesz ,że to moje życie i mogę je marnować jak chce? - zaśmiałem się
- Tak wiem, ale musi ci ktoś w końcu zaczął trajkotać jak ja. - uśmiechnęła się uroczo
Odwzajemniłem uśmiech, co spryciula wykorzystała. Od razu zabrała mi paczkę fajek i zaczęła uciekać. Zaśmiałem się pod nosem i zacząłem za nią biec.
- Jak ja cie dorwę! - krzyknąłem za nią
Ona zaś tylko się zaśmiała i popędziła na łąkę, a ja zaś za nią. Chyba teraz nie dam rady tego od niej odebrać. Nie w tym miejscu.
Usiadłem powoli i wyjąłem stary list Louis'a. Zacząłem go znowu czytać, znałem go już chyba na pamięć. Zamknąłem powoli oczy, wiedząc ,że Perrie obserwuje mnie. Zawsze w takich momentach siedziała i patrzyła. Wolała bym się uspokoił, a potem pogadał.
- "Mimo ,że serce mówi co innego, rozum nie pozwala myśleć i robić inaczej. Lecz jeśli dla Ciebie to za dużo, ja zrozumiem. Będzie mi ciężko ,ale nie martw się dam rade." - wyszeptałem
Po mimo ,że byłem silny z oczy spłynęły mi łzy. Czy to kiedyś przestanie tak działać na mnie? Oby przestało i to jak najszybciej.
- Hazza, ty cioto. - odezwała się
Spojrzałem na nią i szybko schowałem list do kieszeni. Dziewczyna siedziała naprzeciw mnie i podała mi paczkę. Jednym ruchem wziąłem ją do ręki i zapaliłem jednego. Od razu mnie to uspokoiło. Dziwne, taka jedna rzecz, a jak pomaga.
- Nie wyzywaj mnie różowa laluniu. - wywróciłem oczami
- Tylko nie laluniu i do tego różowa! - spiorunowała mnie wzrokiem
Zaśmiałem się i ręką roztrzepałem jej włosy. Ha, ma za swoje. Chyba teraz nawet zrozumiałem czemu większość traktowała nas jak para. Nasze zachowanie i wygłupy przy innych świetnie to pokazywało. Mimo ,że było inaczej. Dziewczyna wiedziała o tym ,że kocham kogoś i nawet się ucieszyła z tego. Jaka ona jest kochana.
- No to panie Haroldzie, na dzisiaj już koniec fajkowania. - wypięła język
Wstałem powoli wraz z nią. Dopaliłem drugiego i schowałem resztę do kieszeni spodni. Jak ja jestem jej posłuszny. Chociaż ona i ten jej styl mówienia, zachowania się był inny niż innych. Umiała wywołać uśmiech na każdej twarzy, nawet jeśli było źle.
Nim się zorientowałem już byliśmy przy moim domu. Hah, czyżby właśnie droga z nią była spokojna? No właśnie, coś tu nie pasowało.
- No to jutra loczuś. - przytuliła mnie
- Perrie, stało się coś? - zapytałem
- No wiesz, mama i te sprawy. - skrzywiła się od razu
No tak. Czasem wspominała coś o mamie. Ale nigdy nie mówiła o tym wiele. Chociaż po czasie otworzyła się i powiedziała mi. Doskonale ją rozumiałem.
- Ohh.. - wymamrotałem - Nie martw się. Jestem z tobą duszą i sercem. - dodałem głaszcząc ją po plecach
- Dzięki. - ucałowała mnie na pożegnanie
- Nie ma za co mała. - posłałem jej ciepły uśmiech
Od razu po tym wszedłem do domu. Szybko przywitałem się z mamą i pobiegłem do pokoju. Louis, czemu to jest takie trudne? Ty zawsze wiesz co powiedzieć. A teraz pewnie nawet nie pamiętasz zbytnio mnie. To takie dobijające.. Już sam nie wiem co gorsze.
Dobra teraz albo nigdy. Wziąłem telefon i wykręciłem jego numer. Zacząłem się denerwować. W końcu nie miał mojego numeru co ułatwiło mi sprawę. Chciałem tylko usłyszeć jego głos.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę. Raz kozie śmierć, teraz albo nigdy. Na moje nieszczęście odebrać po drugim sygnale.
- Słycham? - usłyszałem jego głos
Serce zabiło mi szybciej, a ręcę zaczęły mi się pocić. W jego głosie słyszeć było zmęczenie. Czyżby wrócił dopiero ze szkoły lub imprezy? Ale zresztą to nie on. Imprezy? To za spokojny chłopak.
- Ja, ja, ja. Przepraszam, to pomyłka. - wyjąkałem zszokowany i szybko się rozłączyłem
rama* - w paczce papierosów jest 20 sztuk, więc połowa (10 sztuk)
UWAGA:
Miało być 15 komentarzy, dostałam 12. Jest moc.. Więc no nie chciałam was męczyć, a wiem ,że chcecie dalej. Więc jestem z pierwszym rozdziałem.
Kolejny będzie gdy pokaże się ponad 10 komentarzy. Każdy z nim sprawia ,że się uśmiecham i mam po co pisać.
Rozdział mi się podoba. Więc to dobrze, chociaż mógłby być dłuższy. Mam nadzieje ,że i wam też się on spodoba c:
~Panda
CZYTASZ=KOMENTUJESZ