czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 2

O boże, boże.. Serce jeszcze dalej szybko mi biło, a jego głos siedział w mojej głowie. Nie było z nim dobrze, tak samo jak ze mną. Czemu jednak zadzwoniłem, mogłem tego nie robić.. Brakuje mi jego uśmiechu, tego ciepłego uścisku, tych delikatnych ust.. On dalej tak na mnie działał. Harry, uspokój się, nie cofniesz czasu. Przecież to i tak nic nie da. Zwłaszcza rozpamiętywanie.Tylko będzie większy ból, co przywoła więcej łez i cierpienia, a tego nie chciałem. Zwłaszcza teraz. Do tego ci dwaj z wymiany. Może jednak wszystko nie jest takie złe i szczęście pomoże mi. W co jednak wątpię. Lecz nigdy nie wiadomo. 
Spojrzałem na zdjęcie w moim telefonie. Był na nim uśmiechnięty Louis. Te błyszczące oczy i ten uśmiech.. Kochałem, kocham i będę kochać zawsze.
Przebrałem się i wszedłem pod kołdrę. Teraz to już pewnie nie zasnę, przez tą sytuacje zwłaszcza.. Powoli przymknąłem oczy z nadzieją ,że się uda. Miałem szczęście, udało się. Po krótkim czasie odpłynąłem niespokojny w kraine morfeusza. 

Następny dzień był zupełnie nudny. Perrie musiała iść gdzieś tam i tam gdzieś i w tyle miejsc ,że nie chciało mi się ruszać z domu. Boże ta dziewczyna miała motorek w tyłku, na pewno! Boże, czasami się zastanawiam skąd ona ma tyle siły. Lecz zresztą nie ważne, chociaż zazdrościłem jej tego. Jak można wytrzymać tyle w sklepach i latać po szkole w góre i w dół. To dla mnie coś okropnego.

Wyciągałem właśnie kolejnego papierosa i zaciągałem się dymem. Miętowa woń rozchodziła się po moich płucach uspokajając mnie. Zabija, a jednak to coś dobrego. Chociaż trzeba będzie nie długo rzucić to 'świństwo' jak to mówi Edwards. 

- Synku! - usłyszałem z dołu
- Chwila! - szybko odpowiedziałem

Schowałem rzeczy i zrobiłem poranną toaletę  która trwała coś szybko jak na mnie. Od przybycia tutaj moje relacje z mamą minimalnie się poprawiły. Chociaż dalej miałem kontakt z ciocią, która zawsze mówiła ,że pusto tam beze mnie. To takie miłe ,że tak mówi.

- Jestem. - rozległ się mój głos

Mama właśnie stała w kuchni z małym chłopcem. Miał on loczki jak ja. Wyglądał na 4 lata lub mniej, lecz sam nie mogłem tego rozróżnić. Zaciekawiony podszedłem bliżej do niego, czując wzrok mamy na sobie. Co ten chłopiec tu robił?  Powoli kucnąłem przed nim, a raczej usiadłem na ziemi.

- Hej mały, jestem Harry. - powiedziałem z uśmiechem wystawiając rękę w jego stronę
- Ćeść, jeśtem Olivier.- odpowiedział maluch i uścisnął moją rękę

Spojrzałem na rodzicielkę i wstałem z ziemi. Teraz albo nigdy. Spojrzałem w oczy Olivier'owi, miał takie intensywne zielone.. Jak ja..

- Mamo, kim ten chłopiec jest? - zapytałem
- To.. To.. - zaczęła się denerwować

Niestety zapukał ktoś, a ja poleciałem na góre zamykając się w pokoju. Czy ja o czymś nie wiedziałem? Usiadłem powoli na łóżku i zamknąłem oczy. Od razu pojawił mi się obraz Oliver'a. Boże, co tu się dzieje..
Po 15 minutach usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nie miałem ochoty z nikim gadać, ani widzieć. Lecz pukanie dalej było.

- Co chcesz? - zapytałem oschle
- Psiepraszam. - powiedział chłopięcy głos i tupot oddalających się nóżek

Szybko wstałem i otworzyłem drzwi. Za co on mnie przeprasza? Zobaczyłem maluchach na schodach.

- Ej, Oli choć tu. - powiedziałem

Chłopiec od razu na mnie spojrzał i uśmiechnął się. Co sprawiło ,że również uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Maluch od razu znalazł się naprzeciw mnie, a ja go wziąłem do pokoju.

Do końca dnia chłopczyk był u mnie. Bawiliśmy się, lub siedzieliśmy w cichy. To było coś zadziwiającego. Takie małe dziecko, a jednak spokojne i takie kochane. Gdy pod koniec dnia zrobiło mi się smutno, sam mnie przytulił. Przecież to ja powinienem go tulić i zabawiać, ale wyszło jak wyszło. Na pewno cieszyłem się z tego ,że sam tego dnia nie spędziłem. Tylko w towarzystwie tego szkraba.

- Mamo, Oli śpi. - wyszeptałem trzymając go na rękach

Rodzicielka delikatnie wzięła go ode mnie patrząc mi w oczy. Chyba teraz już wiadome było ,że to moja rodzina, ale jak to mogło być? Nie miałem nawet jak zapytać o to mame. A wcześniej mi nie powiedziała, więc teraz tym bardziej nie powie.

- Dobranoc mamo, - wyszeptałem odwracając się
- Harry.. - wymamrotała

Niestety już byłem na górze i wchodziłem do pokoju. Musiałem to wszystko przemyśleć na spokojnie. Padnięty położyłem się na łóżko i przymknąłem oczy. Taki mętlik miałem w głowie.. 
Nim sie zorientowałem, moje powieki już do końca opadły, a ja odpłynąłem w krainę spokoju i szczęścia. O tak, tego miejsca było mi trzeba. 


- Harry.. - usłyszałem kogoś spokojny głos
- Nie no, ja chce jeszcze pospać.. - jęknąłem

Od razu kołdrę nasunąłem na głowę i zapragnąłem dalej spać. Niestety nie było mi to dane. Po chwili poczułem jak coś siada na mnie. Tylko nie to. Szybkim ruchem przewróciłem się na drugą stronę. Co spowodowało ,że osoba spadła na pupę tuż obok mnie.

- Styles! - znajomy pisk rozległ się

Wybuchłem śmiechem. Boże, co ona wyprawiała. Śmiałem sie i wierciłem po łóżku, nie mogąc się uspokoić. Jedna istota mogła wprawić mnie w taki stań, coś zadziwiającego. 

- Idiota. - powiedziała

Spojrzałem na nią, a ona wywróciła teatralnie oczami. Delikatnie dźgnąłem ją w policzek. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Jak ja ją uwielbiam.

- Dobra jak już jesteś to zrób mi śniadanie. - puściłem jej oczko - A ja pójdę się ubrać i ogarnąć. - dodałem
- A co ja jestem? - zapytała mnie
- Osobista pani od kanapek. Tylko nie za dużo masła. - wyszczerzyłem się

Szybko wstałem biorąc świeże rzeczy i pognałem do łazienki. Przypominając sobie wydarzenie z wczoraj. Oliver.. Tylko czy Perrie już go widziała i czy moja mam powiedziała jej.. 
Szybki prysznic ogarnął mnie i uspokoił. Do tego już ubrany i gotowy zszedłem na dół widząc przyjaciółkę w kuchni. Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiech od razu pojawił się na jej buzi.

- A wiesz ,że po twoim salonie chodzi mała kopia ciebie? - zapytała uśmiechając się szerzej
- Wiem. - odpowiedziałem
- I ty mi nic nie mówisz?
- Dowiedziałem się wczoraj. - wymamrotałem uśmiechając się delikatnie - Oli, choć tu do nas. - zawołałem chłopca

Maluch po paru minutach pojawił się w kuchni. Zadowolony wziąłem go na ręce, a na co przyjaciółka zrobiła krótkie 'awwwww'. Ona to umie zrobić w dobrym momencie.

- A więc zapoznajcie się. Oliver, to jest Perrie. Moja przyjaciółka. Perrie, to Oliver mój brat. - spojrzałem na nią

Chłopczyk od razu się do niej uśmiechnął wystawiając rączkę na przywitanie. Edwards od razu delikatnie złapała za nią. Już byłem pewny ,że się polubią.


***

Parę dni przed wylotem zadzwonił ktoś do mnie. Byłem zdziwiony ,że był to numer którego nie miałem w telefonie zapisanego. Co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało lub bardziej przestraszyło. Do tego reszta dni była spokojna. Dziewczynki chodziły smutne, a rodzina moja jak i Liam'a ciągle pytali czegoś nie brak. To takie kochane, chociaż my wracamy do domu jeszcze. Czasami wydawało mi się ,że jednak źle robię lecąc na tą wymianę. Lecz przecież nic się nie stanie, to czemu miałem złe przeczucie ,że jednak coś się wydarzy złego? Boże, Louis przestań tak myśleć bo wykraczesz..

- Lou. - głos przyjaciela rozległ się w moich uszach
- Tak? - zapytałem
- Zaraz ruszymy. - uśmiechnął się do mnie

Spojrzałem na niego, jego oczy błyszczały. W końcu los się do mnie uśmiechnął i do moje przyjaciela też. Może to tu kogoś poznam, może będzie lepiej.






Uwaga:
No to witam z rozdziałem 2! Jak zauważyliście jest Sezon pierwszy i Sezon drugi w okładkach, więc zapraszam do patrzenia i czytania.
Więc chciałam napisać ,że cieszę się z 11 komentarzy i mam nadzieje ,ze bedzie ich więcej. 10 komentarzy w górę i nowy rozdział, tak jak zawsze c:
Miłego czytania i czekam na wasze szczere opinie :)
~Panda

 CZYTASZ=KOMENTUJESZ

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 1

Następnego dnia byłem ledwo żywy. Kolejna nieprzespana noc, zaliczona do nie udanych. Boląca głowa i zapewne pod grążone oczy to coś okropnego, ale do przywyknięcia. Wstałem  pooli z łóżka. W głowie zaczęło mi huczeć, więc chwilę stanąłem w miejscu.

- Louis! - usłyszałem matczyny głos
- Chwila. - szybko odpowiedziałem

Od razu wziąłem świeże ubrania wraz z bielizną. Szybki prysznic postawił mnie na nogi. Mogłem już trzeźwo myśleć. Spojrzałem w lustro.

- Od dzisiaj będzie inaczej. - powiedziałem sam do siebie

Ubrany już w miętowe spodnie i bluzkę  poprawiłem sobie włosy. Gotowy pognałem do kuchni biorąc plecak po drodze. Teraz musi być dobrze. Na pewno będzie..

- Jestem. - powiedziałem na miejscu

Mama dała mi spakowane kanapki. W jej oczach było widać zmartwienie. Bała się o mnie czego nie lubiłem. Jestem dużym chłopcem, więc muszę dać rade. Otrząsnąłem się, dam rade  jest dobrze.
Schowałem szybko kanapki i picie do plecaka. Narzuciłem bluzę na siebie i już miałem iść.

- A śniadanie. - zapytała rodzicielka
- Głodny nie jestem. - odpowiedziałem szybko

Jay poprawiła mi włosy, co sprawiło ,że się uśmiechnąłem na ten gest. Od razu po tym wbiegły dziewczynki. Pheobe i Daisy podbiegły najpierw  i pożegnały się. Jedynie Fizzy patrzyła nawet  nie podeszła. Zrobiło mi się smutno na ten jej gest, bo zawsze przybiegała pierwsza.
Zrezygnowany podszedłem do niej i kucnąłem przed nią. Ona zaś patrzyła się na mnie tymi swoimi oczkami. Co się takiego stało ,że tak się zachowała? Może się dowiem.

- Fizzy, co się stało? - zapytałem spokojnie
Nic nie powiedziała. Mama i dziewczynki patrzyły się tej scenie. Musi to dziwnie wyglądać, ale przecież nie podaruje takiego zachowania i to zwłaszcza jej.

- No Fizzy. - powiedziałem błagalnie
- No teraz będziesz się uśmiechał i udawał ,że jest ok? - zapytała swoim piskliwym głosikiem

Zamrugałem kilkakrotnie i po patrzyłem uważnie na nią.

- Nie wiem o co ci chodzi siostrzyczko.
- Dobrze wiesz. Nie kłam, bo nie wolno. - mówiła nadąsana
- Nie mam zamiaru kłamać, ale teraz się śpieszę. - powiedziałem powoli

Ucałowałem ją w główkę i wyszedłem z domu żegnając się z mamą. Może po drodze będę miał chwilę na przemyślenie. Niestety, a raczej stety napotkałem się na Liam'a.

- Mam wspaniałe wieści. - powiedział przyjaciel
- No jakie? - zapytałem ciekawy
- Wyjazd mamy już jutro lub po jutrze! - mówił uradowany

Czyli jednak wszystko zaczyna się układać. W końcu będzie lepiej.

- No to świetnie! A skąd to wiesz? - kolejne pytanie wyleciało z moich ust
- Zaraz ci powiem, tylko chodźmy już do szkoły. - uśmiechnął się
- Dobrze.

Po moich słowach ruszyliśmy w drogę. Jak się okazało potem. Do Liam'a nauczycielka dzwoniła, a raczej do jego rodziców. Czyli do mamy też mogła zadzwonić? Teraz mam kolejną zagadkę. Ahh, życie pełne tajemnic.
***
Mamy już tyle czasu, a ja nie odezwałem się do niego. Może tak jest lepiej. On pewnie poznał kogoś innego, zakochał się i jest szczęśliwy. A ja? Każdego dnia zastanawiam się czy wszystko jest dobrze, czy daje rade, czy pamięta mnie.. To jest okropne. Niby miałem tam zadzwonić do niego, ale poszło z czasem. A jego list dalej mam przy sobie. Lubię go czytać, tak by sobie przypomnieć co to było. I jego chore serce..
No i ta wymiana. Dwie czy trzy osoby które zamieszkają w moim domu, już nie mogę się doczekać. Jestem ciekawy kto to będzie.

- Styles. - moje myślenie przerwała Perrie Edwards

Spojrzałem od razu na nią. Miała ona blond włosy z końcówkami różowymi który dodawał jej uroku. Jasna karnacja i błękitne oczy idealnie pasowały do siebie. To właśnie ona pomogła mi się tu przystosować. Mogłem nazwać ją przyjaciółkom. I to chyba nawet najlepszą.

- Tak? - zapytałem
- Wiesz ,że miałeś nie palić? A to już chyba rama* poszła. - powiedziała

Przelotnie spojrzałem na paczkę. No racja, nie było ich tak jk na początku. Miałem rzucić, ale nie miałem takiej potrzeby. 

- A wiesz ,że to moje życie i mogę je marnować jak chce? - zaśmiałem się
- Tak wiem, ale musi ci ktoś w końcu zaczął trajkotać jak ja. - uśmiechnęła się uroczo

Odwzajemniłem uśmiech, co spryciula wykorzystała. Od razu zabrała mi paczkę fajek i zaczęła uciekać. Zaśmiałem się pod nosem i zacząłem za nią biec.

- Jak ja cie dorwę! - krzyknąłem za nią

Ona zaś tylko się zaśmiała i popędziła na łąkę, a ja zaś za nią. Chyba teraz nie dam rady tego od niej odebrać. Nie w tym miejscu.

Usiadłem powoli i wyjąłem stary list Louis'a. Zacząłem go znowu czytać, znałem go już chyba na pamięć. Zamknąłem powoli oczy, wiedząc ,że Perrie obserwuje mnie. Zawsze w takich momentach siedziała i patrzyła. Wolała bym się uspokoił, a potem pogadał.

- "Mimo ,że serce mówi co innego, rozum nie pozwala myśleć i robić inaczej. Lecz jeśli dla Ciebie to za dużo, ja zrozumiem. Będzie mi ciężko ,ale nie martw się dam rade." - wyszeptałem

Po mimo ,że byłem silny z oczy spłynęły mi łzy. Czy to kiedyś przestanie tak działać na mnie? Oby przestało i to jak najszybciej.

- Hazza, ty cioto. - odezwała się

Spojrzałem na nią i szybko schowałem list do kieszeni. Dziewczyna siedziała naprzeciw mnie i podała mi paczkę. Jednym ruchem wziąłem ją do ręki i zapaliłem jednego. Od razu mnie to uspokoiło. Dziwne, taka jedna rzecz, a jak pomaga.

- Nie wyzywaj mnie różowa laluniu. - wywróciłem oczami
- Tylko nie laluniu i do tego różowa! - spiorunowała mnie wzrokiem

Zaśmiałem się i ręką roztrzepałem jej włosy. Ha, ma za swoje. Chyba teraz nawet zrozumiałem czemu większość traktowała nas jak para. Nasze zachowanie i wygłupy przy innych świetnie to pokazywało. Mimo ,że było inaczej. Dziewczyna wiedziała o tym ,że kocham kogoś i nawet się ucieszyła z tego. Jaka ona jest kochana.

- No to panie Haroldzie, na dzisiaj już koniec fajkowania. - wypięła język

Wstałem powoli wraz z nią. Dopaliłem drugiego i schowałem resztę do kieszeni spodni. Jak ja jestem jej posłuszny. Chociaż ona i ten jej styl mówienia, zachowania się był inny niż innych. Umiała wywołać uśmiech na każdej twarzy, nawet jeśli było źle. 
Nim się zorientowałem już byliśmy przy moim domu. Hah, czyżby właśnie droga z nią była spokojna? No właśnie, coś tu nie pasowało.

- No to jutra loczuś. - przytuliła mnie
- Perrie, stało się coś? - zapytałem 
- No wiesz, mama i te sprawy. - skrzywiła się od razu

No tak. Czasem wspominała coś o mamie. Ale nigdy nie mówiła o tym wiele. Chociaż po czasie otworzyła się i powiedziała mi. Doskonale ją rozumiałem.

- Ohh.. - wymamrotałem - Nie martw się. Jestem z tobą duszą i sercem. - dodałem głaszcząc ją po plecach
- Dzięki. - ucałowała mnie na pożegnanie
- Nie ma za co mała. - posłałem jej ciepły uśmiech

Od razu po tym wszedłem do domu. Szybko przywitałem się z mamą i pobiegłem do pokoju. Louis, czemu to jest takie trudne? Ty zawsze wiesz co powiedzieć. A teraz pewnie nawet nie pamiętasz zbytnio mnie. To takie dobijające.. Już sam nie wiem co gorsze. 

Dobra teraz albo nigdy. Wziąłem telefon i wykręciłem jego numer. Zacząłem się denerwować. W końcu nie miał mojego numeru co ułatwiło mi sprawę. Chciałem  tylko usłyszeć jego głos.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę. Raz kozie śmierć, teraz albo nigdy. Na moje nieszczęście odebrać po drugim sygnale.

- Słycham? - usłyszałem jego głos

Serce zabiło mi szybciej, a ręcę zaczęły mi się pocić. W jego głosie słyszeć było zmęczenie. Czyżby wrócił dopiero ze szkoły lub imprezy? Ale zresztą to nie on. Imprezy? To za spokojny chłopak.

- Ja, ja, ja. Przepraszam, to pomyłka. - wyjąkałem zszokowany i szybko się rozłączyłem


rama* - w paczce papierosów jest 20 sztuk, więc połowa (10 sztuk)






UWAGA:
Miało być 15 komentarzy, dostałam 12. Jest moc.. Więc no nie chciałam was męczyć, a wiem ,że chcecie dalej. Więc jestem z pierwszym rozdziałem.
Kolejny będzie gdy pokaże się ponad 10 komentarzy. Każdy z nim sprawia ,że się uśmiecham i mam po co pisać.
Rozdział mi się podoba. Więc to dobrze, chociaż mógłby być dłuższy. Mam nadzieje ,że i wam też się on spodoba c:
~Panda

CZYTASZ=KOMENTUJESZ